Zalotka
jest jednym z akcesoriów, który na pewno znajduje się w zbiorach każdej z nas
;) Ich możliwości działania są przeróżne i niekoniecznie zależne od
cen – a one potrafią wahać się od 5 do nawet kilkuset złotych. Ostatnimi czasy
najbardziej popularne są nieco kosztowne zalotki firmy Shu Uemura, ale czy
naprawdę są one nam niezbędne?
Od
mniej więcej roku stosuję regularnie odżywki do rzęs, ponieważ z natury moje rzęsy są
bardzo cieniutkie i krótkie. Odżywki zdecydowanie poprawiły ich kondycję – są troszkę
grubsze i zdecydowanie dłuższe. Jedynym mankamentem ostatnimi czasy było
nagminne wypadanie moich długich rzęs. Co z tego, że były długie, skoro gdy
wypadały, miałam na oku widoczne przerwy w rzęsach? Próbowałam wielu metod
delikatniejszego zmywania makijażu oczu, nakładałam nawet mniejszą ilość tuszu
i starałam się nie dotykać już pomalowanych rzęs w ciągu dnia, by ich nie „złamać”.
Wszystkie moje starania przyniosły jedynie… zerowe rezultaty ;) A jako, że
stale używam tego samego tuszu do rzęs, płynu do demakijażu oraz wacików i
nigdy nie miałam z nimi problemów, więc zaczęłam szukać innych przyczyn. I
trafiło na inny produkt, którego również używałam od wielu lat…
Jak
już zdążyliście się domyślić, chodzi oczywiście o zalotkę do rzęs. Od razu uprzedzam,
że wiem jak jej używać i jak o nią dbać ;) Nie stosuję jej NIGDY na pomalowane
tuszem/odżywką rzęsy, regularnie wymieniam w niej „poduszeczki/gumki”. No i
oczywiście nie używam siły, nie szarpię swoich biednych rzęs ;) A jednak,
pomimo stosowania wszelkich zasad, okazało się, że to zalotka była winna
wypadaniu rzęs. I nie chodzi mi tu o naturalne ich wypadanie w granicach normy.
Po
namierzeniu „winowajcy” postanowiłam jeszcze swoje podejrzenia zweryfikować i…
odstawiłam zupełnie zalotkę na 2 miesiące. Jakie są tego efekty? Rzęsy już nie
wypadają tak jak wcześniej i na dodatek są jeszcze dłuższe! Jakby tego było
mało, w pewnym momencie okazało się, że naturalnie są bardziej podkręcone, niż
po zastosowaniu zalotki ;) Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć? Otóż zapewne
nie jestem jedyną osobą, która sięga po pewne produkty bez zastanowienia, przez
wieloletnią (wielomiesięczną) rutynę. Sięganie po zalotkę było tak oczywiste jak
nakładanie pudru na podkład (nigdy na odwrót, chyba że jesteś hardcorem) ;)
PODSUMOWUJĄC:
Czy warto wyrzucić zalotkę do kosza? Raczej nie. Ale na pewno zalecam co
najmniej miesięczny detoks, by sprawdzić, czy lepiej żyje się z zalotką czy bez
niej ;) A później i tak można do niej wrócić!
Używacie
zalotek? ;) Ręka w górę, kto robił to rutynowo tak jak ja ;)
Ja nigdy nie używałam zalotki :) Mam delikatne rzęsy i boję się właśnie tego,że zalotka będzie je dodatkowo osłabiać i będą wypadały. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńPewnie, nie ma przymusu :)
UsuńNie wyobrażam sobie rzęs bez zalotki;) na szczęscie moje nie wypadają.
OdpowiedzUsuńSzczęściara ;)
UsuńJa praktycznie wcale nie używam zalotki :)
OdpowiedzUsuńMi wystarcza "podniesienie" rzęs szczoteczką do ich rozczesywania ;)
UsuńJa mam, ale nie używam, jakoś efekt po jej użyciu nie powalił mnie na kolana :) pozdrawiam i zapraszam do siebie :*
OdpowiedzUsuńMnie też w sumie nie powalał ;)
UsuńMiała kiedyś jakąś beznadziejną zalotkę z Avonu, użyłam z dwa razy, efektów brak i nigdy więcej żadnej nie kupiłam ;p
OdpowiedzUsuńWidocznie tak to działa - u jednych efekt jest duży, a u innych ledwo dostrzegalny ;)
UsuńDodaję do obserwowanych ;)
UsuńDałaś mi tym postem do myślenia. Moje rzęsy są bardzo krótkie, ale ostatnio też dziwnie proste i niedawno w końcu kupiłam zalotkę i nawet myślałam o tej małej z SU. Przemyślę to jeszcze :)
OdpowiedzUsuńJa podkręcam swoje zwykłą szczoteczką do rzęs i tuszuję od razu ;)
UsuńUżywam zalotki ale bardzo sporadycznie, bo najczęściej po prostu...zapominam :) Chociaz słyszałam o podkręcaniu rzęs łyżeczką :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że o łyżeczce nie wiedziałam :D Za to zawsze zapominam, żeby przy wyrzucaniu tuszu zostawić sobie samą szczoteczkę, bo też można nią podkręcać i rozczesywać rzęsy :P
Usuńmam zalotkę ale nie przypominam sobie kiedy ostatni raz jej używałam. na pewno nie w ciągu ostatnich 12 miesięcy.
OdpowiedzUsuńDawno temu miałam zalotkę, ale obecnie jej nie używam :)
OdpowiedzUsuńJa używam mojej tylko okazjonalnie. Eh, ze wszystkim tak - lokówki, prostownice, zalotka - coś daje ładny efekt, ale nie jest najzdrowsze :(
OdpowiedzUsuńNiestety coś za coś ;)
UsuńNigdy nawet nie próbowałam zalotki, wygląda jak narzędzie tortur :) Wiem że ma dużo zwolenników jak i przeciwników, a ostatnio mnie kusi bo moje rzęsy stały się ciut bardziej proste, ale cóż, na razie się nie zdecyduję :)
OdpowiedzUsuńZawsze można podkręcać je suchą szczoteczką do rzęs :)
UsuńJa używam codziennie, ale nie zauważyłam pogorszenia. Codziennie wieczorem również używam pomadki z Altery na swoje rzęsy ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tym sposobie, ale zapomniałam :D dzięki za przypomnienie, też muszę wypróbować :) Może masz mocne rzęsy :)
UsuńUżywam zalotki tylko okazyjnie :) Chociaż czasami mam ochotę juą użyć również na codzień, bo bardzo lubię ten efekt podkręconych rzęs :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie używała, nie wiem jak to robić poprawnie więc wolę nie ryzykować .
OdpowiedzUsuńJeśli Ci to niepotrzebne, to nie ma co próbować na siłę :)
Usuń