Pod względem ilości aplikowanego makijażu zdecydowanie daleko mi do minimalistki – kiedyś wystarczał mi jedynie tusz do rzęs, a dziś ciężko mi wyjść z domu bez bronzera, różu czy rozświetlacza 😉 Na dodatek lubię testować nowe produkty do makijażu i przez długi czas nosiłam się z zamiarem zakupu słynnych różów oraz bronzera Hoola marki Benefit Cosmetics. Chyba nie muszę dodawać, że skutecznie odstraszała mnie ich wysoka cena? W końcu za jeden róż lub bronzer w pełnowymiarowej wersji trzeba zapłacić ok. 170 zł… Ale od czego są miniatury!
PORÓWNANIE RÓŻÓW I BRONZERÓW BENEFIT
Niejednokrotnie podkreślałam na blogu fakt, że niezmiernie cieszy mnie, gdy marki kosmetyczne tworzą zestawy składające się z miniatur produktów. Zwłaszcza, jeśli cena pełnowymiarowej wersji do najniższych nie należy! Przykładowo, gdybym miała kupić 4 róże i dwa bronzery marki Benefit w regularnej cenie, musiałabym zapłacić za nie ok. 1 000 zł. Kosmos! Nawet zakup jednego z tych kosmetyków mógłby okazać się wyzwaniem, jeśli przy wyborze odcienia mielibyśmy sugerować się jedynie zdjęciami ze strony sklepu internetowego. Wydanie 170 zł na róż w odcieniu, który mógłby kompletnie nam nie pasować, potrafi zaboleć. Całe szczęście, co jakiś czas w asortymencie marki Benefit Cosmetics pojawiają się zestawy zawierające ich flagowe produkty w miniaturowych wersjach. Postanowiłam więc skusić się na jeden z nich, czyli The Blush Bunch (ok. 125 zł). W jego skład wchodzą 4 miniaturowe róże: Dandelion (2.3 g), Gold Rush (1,6 g), Rockateur (1.6 g), Galifornia (1.6 g) oraz dwa mini bronzery: Hoola (2.6 g) i Hoola Lite (2.6 g).
BENEFIT DANDELION
Najbardziej kultowym i najlepiej sprzedającym się różem Benefit Cosmetics jest Dandelion (nie mylcie go z Dandelion Twinkle, który z kolei jest typowym rozświetlaczem). Ma on delikatny odcień chłodnego różu, określanego na opakowaniu mianem Baby-Pink. To właśnie ten odcień, w połączeniu z subtelnymi rozświetlającymi drobinkami sprawia, że skóra nabiera dziewczęcego uroku. Co ciekawe, chociaż Dandelion określany jest przez producenta jako rozświetlający puder, to jest najmniej połyskującym produktem z wszystkich opisywanych w tym poście różów. W zasadzie w opakowaniu wydaje się być matowy. Ma bardzo dobrze wyważoną pigmentację, dlatego poradzi sobie z nim nawet niewprawiona ręka – ciężko jest zrobić sobie nim krzywdę. Jeśli chodzi o trwałość, to róż jak to róż – w ciągu dnia zaczyna się utleniać i wieczorem nie jest już tak intensywny jak w momencie aplikacji.
BENEFIT GOLD RUSH
Jeśli miałabym wybrać spośród posiadanych przeze mnie różów Benefit swojego ulubieńca, to byłby nim Gold Rush albo Rockateur. Gold Rush to typowo ciepły, utrzymany w brzoskwiniowo-złotej tonacji, róż (Warm Golden-Nectar Blush). Nie wiem, czy mieliście okazję „pomacać” w perfumerii róże Benefit, ale na pewno warto je… powąchać. Są bowiem silnie perfumowane, co może dla jednych być plusem, a dla innych prawdziwym utrapieniem. Gold Rush ma boski zapach stanowiący połączenie wanilii, cytrusów i drzewa sandałowego - mogłabym mieć takie perfumy 😉 Chociaż róż ten jest kosmetykiem prasowanym, to jego konsystencja jest bardziej miękka niż różu Dandelion. Ma również zdecydowanie więcej rozświetlających drobinek - pozostawia na skórze wyraźną złotą poświatę. Jest dobrze napigmentowany, ale można go nakładać ciężką ręką, ponieważ pięknie się rozciera i nie robi plam, a przy tym jest trwały. Po jego aplikacji cera staje się bardziej promienna i świeża.
BENEFIT ROCKATEUR
Rockateur to róż o różano-złotym odcieniu. Ma najbardziej miękką i plastyczną konsystencję z wszystkich opisywanych tutaj produktów Benefit Cosmetics. Jest również dobrze napigmentowany. Na stronie Benefitu znajduje się bardzo fajna ciekawostka na jego temat: „Rockateur został opracowany na bazie specjalnej formuły, która jest połączeniem tego, co najlepsze w pudrze, kremie oraz fluidzie, aby uzyskany kolor był 1,6 razy bardziej promienny i czystszy”. Powiem Wam, że coś w tym jest! Jego formuła jest bardzo przyjazna w aplikacji, pędzel łatwo nabiera odpowiednią ilość produktu i bez problemu ją rozciera. Jeśli chodzi o efekt na skórze, to jego intensywność można budować. Rockateur jest bardziej widoczny niż Dandelion czy Gold Rush i cechuje go naprawdę dobra trwałość.
BENEFIT GALIFORNIA
Jeśli chodzi o Galifornię (wiele osób mylnie nazywa ten róż Californią), to miniatura tego różu najbardziej odbiega wyglądem i wykończeniem od wersji pełnowymiarowej. Oryginalnie Galifornia ma tłoczenie w formie słońca mieniące się tysiącem drobin, natomiast miniatura składa się z samej „spodniej” warstwy, czyli tej bardziej matowej. Ma też najbardziej „trudny” intensywnie koralowy odcień i mocną pigmentację, którą łatwo jest zrobić sobie krzywdę. Uważam, że to najmniej uniwersalny róż z całej gromadki Benefitu. Od wersji pełnowymiarowej różni się również formułą, która w przypadku miniatury jest bardziej zwarta i twarda. Najlepiej sprawdzi się chyba na opalonych karnacjach, bo na tych jaśniejszych może wyglądać niczym makijaż klauna 😉 Lepiej aplikować go miękkim pędzlem i lekką ręką.
BENEFIT BRONZER HOOLA
Pora na kultowy bronzer, czyli Benefit Hoola. Ma on lekko ciepły oliwkowy odcień i miękką pudrową konsystencję, która sprawia, że produkt w momencie nabierania na pędzel trochę pyli. Bronzer jest w pełni matowy, pięknie rozciera się na skórze, nie plami i jest trwały, a do tego ma przyjemny i nienachalny pudrowy zapach. Hoola nadaje się zarówno do konturowania jak i ocieplania twarzy, jest też bardzo dobrze napigmentowana, dlatego lepiej aplikować ją z umiarem. Czy różni się od wersji pełnowymiarowej? Tego dowiecie się z oddzielnego wpisu 😉
BENEFIT BRONZER HOOLA LITE
Największe zaskoczenie z całego zestawu. Po otwarciu Hoola Lite nie wygląda wcale jak bronzer, tylko jak zwykły puder utrwalający, ponieważ ma tak jasny odcień w opakowaniu. Lubię mocny efekt konturowania i ocieplania twarzy, myślałam więc, że Hoola Lite będzie dla mnie zbyt jasna. Myliłam się! Ma idealnie wyważony odcień, nie jest za ciepły ani zbyt chłodny. Na skórze daje naturalny, ale wyrazisty efekt konturowania, świetnie sprawdzi się u osób z jasną karnacją, ale nie tylko! Sięgałam po nią również latem, gdy byłam opalona. Na ten moment staram się ją maksymalnie oszczędzać, ponieważ jeszcze nie dorobiłam się pełnowymiarowego opakowania, a bardzo ją polubiłam 😉
PODSUMOWANIE
Na początek warto zaznaczyć, że miniatury różów Benefit różnią się od wersji pełnowymiarowych. Przede wszystkim chodzi o tłoczenia, które występują na pełnowymiarowych różach i które mają charakterystyczne połyskujące wykończenie. Dopiero, gdy w trakcie użytkowania produktu zużyjemy wierzchnią warstwę, natrafimy na tę bardziej matową. Natomiast w miniaturach od razu dostajemy właśnie tę matową część bez warstwy połyskującej.
Jeśli miałabym ocenić całą szóstkę dostępną w wersji miniaturowej, to powiem tak: kultową Hoolę mam już w pełnowymiarowej wersji, zakup Hooli Lite mam w planach, z różów najbardziej polubiłam Gold Rush i Rockateur, ale nie znaczy to, że znacznie przewyższają one jakością kosmetyki drogeryjne. Dandelion również był przyjemny, ale ma odrobinę zbyt chłodny jak dla mnie odcień, natomiast Galifornia jest mocno charakterystyczna i raczej nie przypadnie do gustu większości osób ze względu na kolor. Co istotne, żaden z tych produktów nie okazał się być bublem - regularnie sięgam po całą szóstkę przy wykonywaniu codziennego makijażu.
Sięgacie po droższe róże czy jednak stawiacie na produkty drogeryjne?
Ja przyznam się szczerze, że jakoś nigdy nie interesowałam się produktami marki Benefit
OdpowiedzUsuńO marce dowiedziałam się lata temu z YouTube i tak jakoś miałam ochotę wypróbować ich produkty z ciekawości ;)
UsuńKurczę, jakoś przegapiłam ten zestaw miniaturek. Ciekawa jestem, czy da się go jeszcze kupić :). Fajna sprawa, aby poznać i spróbować. Zresztą tak, jak mówić, mi by ciężko było wydać 170 zł na pełnowartościowy produkt celując zupełnie w ciemno :)
OdpowiedzUsuńJeszcze niedawno był dostępny podobny zestaw, zresztą Benefit często wypuszcza swoje hity w przeróżnych zestawach, więc wystarczy odrobina cierpliwości i na pewno na coś trafisz :D
UsuńJa stawiam na produkty drogeryjne przede wszystkim z tego względu, że jak coś mi się nie sprawdzi to nie ma takiego żalu jak w przypadku droższego kosmetyku :)
OdpowiedzUsuńZazwyczaj też tak właśnie robię, bo szkoda kasy ;) Ale czasem zdarza mi się zaszaleć i efekt końcowy bywa różny :P
UsuńJa nie używam różów, także w tym temacie mam niewiele do powiedzenia, ale zapewne wybierałabym te drogeryjne :)
OdpowiedzUsuńWiele osób pomija róż w swoim makijażu i całkowicie to rozumiem - sama kiedyś uważałam go za zbędny krok ;)
UsuńNie mam ani różu ani bronzera Benefit, ale przyznam, że miałam kiedys na nie ogromne parcie...ale okazało się jednak, że wśród drogeryjnych i zdecydowanie tańszych, kosmetyków można znaleźć prawdziwe cuda..
OdpowiedzUsuńRozumiem fakt, że kiedyś, gdy w drogeriach kosmetyki do makijażu były raczej wątpliwej jakości, jedyną opcją był zakup droższego bronzera lub różu. Obecnie możemy przebierać w świetnej jakości drogeryjnych produktach :)
UsuńMam chęć na Dandelion ale Galifornię mam w pełnym wymiarze i kolor znacznie się różni od miniatury ;d fajny, dziewczęcy ;D
OdpowiedzUsuńGalifornia faktycznie najbardziej różni się od pełnowymiarowej wersji ;)
Usuńto zalezy od kosmetyku, na kolorówkę zal mi wydawac juz dziś tyle pieniedzy co kiedys:D
OdpowiedzUsuńW sumie to nawet nie wiem, czy większe sumy wydaję na kolorówkę czy pielęgnację ;)
UsuńNie lubię miniaturek Benefitu, mają zupełnie inną formułę niż pełne wersje i często wyglądają inaczej na skórze - na przykład im mniejsza Hoola, tym łatwiej narobić sobie plam. Mam Rockateur z podobnego zestawu i jest ok, ale małą Hoolę prędko oddałam komuś innemu. Nawet palety mini Cheekleaders mają trochę inną formułę kosmetyków. Więc tylko pełne wymiary, ale najchętniej z jakichś przecenionych zestawów ;)
OdpowiedzUsuńAkurat z Hoolą wydaje mi się, że malutka jest bardziej przyjazna w użytkowaniu od wersji pełnowymiarowej :D Rockateur kusi mnie w pełnej wersji, ale wydawać na róż taką kwotę, gdy w drogerii tyle fajnych produktów w niskich cenach - musiałabym to poważnie przemyśleć ;)
UsuńNie obraziłabym się na taki zestaw, choć dużo bardziej ucieszyłabym się na tyle brązerów :P
OdpowiedzUsuńCzyli mamy tak samo - mogłabym mieć taki zestaw samych bronzerów :D
UsuńUwielbiam roze, kiedys bardzo od nich stronilam a im jestem starsza dostrzegam ich zbawienny odmladzajacy efekt. Piekne kolory u mnie najczesciej gosci papa don't peach od Too Faced :)
OdpowiedzUsuńTen róż z Too Faced kiedyś mnie kusił :D I faktycznie z wiekiem coraz bardziej doceniam odmładzające działanie różu ;)
UsuńJa akurat poszukuje takich kosmetyków w drogerii i jak dotąd jestem zadowolona. Zrezygnowałam jedynie z używania różu do twarzy, bo po prostu nie lubię tego efektu 😊
OdpowiedzUsuńNie każdy lubi róż, tak jak nie każdy przepada za używaniem bronzerów ;) Jeśli chodzi o róże drogeryjne, to lubię te z Sensique :)
UsuńJa też uwielbiam takie zestawy miniatur bo umówmy się, ciężko jest zużyć cały prasowany produkt :D Z miniaturką jest znacznie łatwiej.
OdpowiedzUsuńDokładnie, mam wrażenie, że w przypadku miniatur nic się nie marnuje :)
UsuńJestem ciekawa z czego wynikają różnice w gramaturze poszczególnych produktów. Widać to gdy leżą koło siebie? Z róży chyba też najbardziej podoba mi się gold rush. Akurat róże to lubię ciepłe. Do hooli wciąż nie jestem przekonana. Widziałam porównanie kolorystyczne z innymi bronzerami i wydaje się bardzo ciepła i ciemna. Zaskoczyłaś mnie opinią o light. Myślałam że ponarzekasz sobie na kolor. W życiu bym nie pomyślała że coś będzie widać na policzku. Ogólnie podoba mi się taki zbiór miniaturek, ale i tak bym go nie kupiła. Po pierwsze nie podobają mi się różnice w miniaturach i pełnowymiarowych kosmetykach, no i drogeria spokojnie mi wystarcza w tej dziedzinie. Wolałabym zainwestować w fajny podkład :)
OdpowiedzUsuńTeż mnie to zastanawiało, ale chyba chodzi o to, że niektóre produkty są "bardziej zbite", więc siłą rzeczy więcej produktu wchodzi do opakowania (a opakowania są takie same). Pełnowymiarowa Hoola jest ciepła i trzeba ją nakładać lekką ręką, bo daje naprawdę intensywny efekt :P A Hoola Light jest boska - będę polowała na pełnowymiarowe opakowanie w fajnej promce ;)
UsuńStawiam raczej na te drogeryjne.
OdpowiedzUsuńU mnie również dominują te drogeryjne ;)
UsuńMam jeden z Clarins i jestem zadowolona:)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze nigdy różu Clarins :)
UsuńHoola lite byłaby dla mnie dobra, bo mam bardzo jasną cerę ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie byłby to idealny wybór ;)
UsuńŚwietny zestaw miniaturek! :) Ja uwielbiam produkty Benefitu. Mam te do brwi, do rzęs, mam też Hoolę i rozświetlacz Dandelion Twinkle.
OdpowiedzUsuńCiągle zastanawiam się nad zakupem ich żelu do brwi ;) Ale nie wiem jaki dobrać kolor :D
UsuńZdecydowanie stawiam na produkty drogeryjne i jestem zadowolona. Chociaż muszę przyznać, że taki zestaw jest bardzo fajny i się opłaca.
OdpowiedzUsuńCzasami warto polować w Sephorze na okazje ;)
UsuńU mnie też zdecydowanie dominują kosmetyki drogeryjne, choć przewinęło się też sporo produktów Too Faced ;)
OdpowiedzUsuń