Od
dawna borykam się z suchą skórą, której stan jest wynikiem tego, że często się
odwadniam. Po prostu mogę cały dzień nic nie pić i nie mieć takiej potrzeby ;)
Oczywiście nie jest to w żadnym wypadku dobry nawyk i później przesuszoną skórę
(i nie tylko) trzeba jakoś „ratować”. Nigdy nie pałałam miłością do
balsamowania ciała, ponieważ poza pięknym zapachem tak naprawdę żaden krem
szału nie robił… Aż do niedawna, gdy zupełnie przypadkiem dojrzałam w drogerii
pewne masło do ciała i jakimś cudem trafiło nawet do mojego koszyka ;) Jeśli
jesteście ciekawi jakie to masło i jak działa, to zapraszam do czytania.
GREEN PHARMACY MASŁO DO CIAŁA MASŁO SHEA I ZIELONA KAWA
Masła
shea poszukiwałam w okolicznych sklepach od jakiegoś czasu,
ponieważ na zewnątrz jest coraz zimniej i coraz bardziej warunki atmosferyczne
odbijały się piętnem na mojej skórze. Z kilku źródeł zaczerpnęłam wiedzę, że
zimą najlepiej zabezpieczać naszą skórę masłem shea, więc gdy ujrzałam masło do
ciała z Green Pharmacy pomyślałam – a co mi tam! Nie było to wprawdzie „czyste”
masło shea, którego szukałam, ale z braku laku dobry kit… a w sumie HIT!
Masło
ma bardzo fajne opakowanie, które jest poręczne – pozwala na dobranie
odpowiedniej ilości kosmetyku do naszych potrzeb. W przypadku opakowań „wyciskanych”
nie można było mieć nigdy pewności, ile produktu z niego wyleci ;) Ale wybór
opakowania był na pewno uwarunkowany dużą gęstością produktu, ponieważ to w
końcu „masło”. Ponadto opakowanie jest bardzo lekkie i plastikowe, więc nie musimy obawiać
się o jego uszkodzenie w razie upadku.
Co do
samego produktu – jest boski! Podoba mi się nawet to, że prawie w ogóle nie
pachnie, ponieważ od ciągłego stosowania „słodkich” w zapachu kremów już mnie
mdliło ;) Masełko pachnie neutralnie, choć nie mogę powiedzieć, że w ogóle nie
ma żadnego zapachu, bo byłoby to nieprawdą. W konsystencji jest bardzo
przyjemny i dobrze aplikuje się go na skórę, ponieważ pomimo swojej gęstości
się z niej nie ześlizguje i ładnie wchłania pozostawiając cudownie miękką
skórę. Tak naprawdę możemy nawet odnieść wrażenie, że skóra jest „nie nasza” –
tak jakby powleczona cieniutką warstewką wosku. Nie jest to jednak uczucie
nieprzyjemne, a raczej poczucie nałożenia na skórę dodatkowej ochrony i „rozmiękczenia”
jej. Ale najważniejsze jest, że to uczucie pozostaje przez całą noc oraz
następny dzień! W moim przypadku wyglądało to tak, jakbym jeszcze rano
aplikowała sobie warstwę kremu, gdy tak naprawdę był to jeszcze efekt z poprzedniego
wieczora ;) Nie spotkałam się jeszcze nigdy z tak mocnym działaniem - skóra pozostaje miękka i dobrze napięta.
Działanie
kremu wynika z faktu, iż zawiera masło shea, które „wspaniale pielęgnuje skórę,
przywraca naturalną miękkość i elastyczność (…) wygładza, nawilża, odżywia regeneruje,
jest naturalnym filtrem UV” (opis producenta). Dodatkowo masło shea pomaga nam
rozjaśnić przebarwienia, pomaga w walce z rozstępami, zmarszczkami czy też
wypryskami, likwiduje pęknięcia (np. na piętach) i niweluje oparzenia skóry po
opalaniu. Chroni skórę przez czynnikami zewnętrznymi, np. wiatrem czy słońcem,
zapobiega utracie wody i przyspiesza regenerację naszej skóry. Dodatkowo w
kremie znajduje się „ekstrakt zielonej kawy, bogaty w fitosterole i kwas
linolowy, czyni skórę jędrną, nawilżoną i sprężystą, działa przeciw wolnym
rodnikom, co przedłuża jej młodość” (opis producenta).
Masło
jest dostępne w drogeriach w cenie ok. 15zł/200ml, co nie jest ceną wygórowaną
za świetne efekty. Więc jeśli masz problem z suchą skórą, to gorąco polecam
wypróbowanie tego masła ;)
Jakich
kosmetyków używacie do nawilżania i natłuszczania ciała?;)
chętnie spróbuję :) obecnie mam malinowe masło z bielendy, ale jest paskudne, zero nawilżenia :/
OdpowiedzUsuńJa używam palmersa z masłem kakaowym i jest świetny
OdpowiedzUsuńwoooow może keidyś go kupię :D CO prawda nie mam aż tak wymagającej skóry ale i tak chcę ;DDD
OdpowiedzUsuń