Witajcie ;) Zapewne każdy z nas chciałby cieszyć się idealnie gładką skórą. Właśnie dlatego katujemy się różnego rodzaju peelingami, rękawicami, bańkami i innymi cudakami. Do grupy cudaków możemy przykładowo zaliczyć peelingującą piankę Organique, no bo niby jak można zdzierać naskórek delikatną pianką?
ORGANIQUE SUGAR WHIP PEELING PINACOLADA
Produkt znajduje się w plastikowym przezroczystym słoiczku z metalową nakrętką. Naklejki znajdujące się na słoiczku przywodzą na myśl tropikalne wakacje – w sam raz na zimę ;) Myślę, że słoik jest odpowiednią formą przechowywania tak zbitego produktu, ponieważ możemy wykorzystać peeling do samego końca. Zdecydowałam się na większą wersję pianki o pojemności 200 ml w cenie ok. 35 zł (wersja 100 ml kosztuje 19,90 zł).
KONSYSTENCJA/KOLOR/ZAPACH
Jeśli liczyliście na delikatną piankową konsystencję, to muszę Was rozczarować – peeling jest bardzo zbity i twardy. W zasadzie nie mam pojęcia, dlaczego nazywa się pianką ;) Nie przypomina wcale konsystencją żadnego ze znanych mi produktów peelingujących, choć wyraźnie wyczuwalne są malutkie drobinki cukru (coś jak drobny cukier do wypieków). Drobinki te zatopione są w substancji bardzo specyficznej w dotyku – nie wiem, do czego można ją porównać, może Wy mieliście te pianki i macie jakiś pomysł? Pianka w wersji Pinacolada ma żółty odcień i pachnie… owocowo ananasowo ;) Nie jest to jednak prawdziwy zapach ananasa, nie wyczuwam również w niej kokosa, ale produkt zawiera naprawdę intensywne nuty zapachowe, które roznoszą się po całej łazience w trakcie aplikacji.
SKŁAD
W składzie pianki znajdziemy: cukier, wodę, glicerynę, Sodium Cocoyl Isethionate (środek wytwarzany z oleju kokosowego, łagodny da skóry), sorbitol (nawilża), Disodium Laureth Sulfosuccinate (łagodna substancja myjąca), zapach, Sodium Chloride (eliminuje nieprzyjemny zapach), Phenoxyethanol (konserwant, jego maksymalne stężenie w jednym produkcie nie może przekraczać 1%), Tetrasodium EDTA (zwiększa trwałość kosmetyku), żółty barwnik, HEXYL CINNAMAL (imituje zapach jaśminu, może uczulać), LIMONENE (imituje zapach skórki cytrynowej, może uczulać), LINALOOL (imituje zapach konwalii, może uczulać).
Jak widać, skład nie jest w 100% naturalny i całkowicie bezpieczny dla alergików.
SPOSÓB UŻYCIA
Najdziwniejszy jest jednak sposób stosowania cukrowej pianki. Aby osiągnąć największą „moc” peelingującą, należy zupełnie „na sucho” rozprowadzić produkt na ciele kolistymi masującymi ruchami. By zintensyfikować działanie staram się niemal „wcierać” produkt w skórę. Przypomina to trochę masowanie ciała samym cukrem ;) Następnie najlepiej jest zmoczyć same dłonie pod strumieniem wody i takimi mokrymi dłońmi ponownie „wymasować” ciało – cukier zaczyna się wówczas zamieniać w piankę myjącą (tak, w końcu mamy piankę!). Gdy już będziemy mieli dość wszelakich masaży, wtedy po prostu spłukujemy piankę bieżącą wodą. Nie trzeba się później myć żelem ;)
MOJA OPINIA
Piankę zakupiłam stacjonarnie w jednej z galerii handlowych (zabijcie mnie, ale nie pamiętam w jakim mieście!) i bardzo się z tego cieszę, ponieważ przez internet na pewno nie zdecydowałabym się na coś, co ma w sobie kokosowe nuty zapachowe – nie cierpię ich ;) Jednak w stacjonarnym sklepie mogłam dowolnie wąchać testery pianek i bezsprzecznie wygrała wersja o zapachu Pinacolada (a miała sporą konkurencję ze strony Mrożonej herbaty i Owocowego koktajlu). Pianka trochę przeleżała w zapasach, ale gdy już ją otworzyłam, to przepadłam – zapach jest obłędny!
Jak stosuję piankę mogliście już przeczytać powyżej, więc bez ponownego zagłębiania się w ten temat możemy przejść do efektów. A są one znaczne! Przede wszystkim od razu wyczuwalna jest niesamowita miękkość skóry. Nie chodzi o to, że jest aksamitna, ale taka „mokra” i „mięsista” – wiem, że to dziwnie brzmi, ale chodzi mi o to, że pianka zapewnia mi dobre nawilżenie skóry, zapewne przez glicerynę zawartą w składzie. Jednocześnie nie zapycha, ale pamiętajcie, że nie robię peelingu codziennie, a jedynie dwa razy w tygodniu.
Pianka pomimo niezbyt idealnego składu nie wywołała u mnie żadnych podrażnień ani alergii. Dobrze zdzierała martwy naskórek pozostawiając skórę miękką i nawilżoną. Nie byłam zmuszona nakładać po niej balsamu do ciała. Ma bardzo przyjemny zapach, który roznosi się po całej łazience, ale nie pozostaje na skórze zbyt długo. Jak na moje potrzeby okazała się być wydajna. Na dodatek jej bazę stanowi cukier, który nie powoduje szczypania, jak to bywa w przypadku peelingów solnych.
PODSUMOWANIE
Przyznam, że polubiłam się z cukrową pianką peelingującą od Organique, choć na początku z „pianką” ma niewiele wspólnego. Masaż wykonywany tym produktem jest nie tylko przyjemny, ale też skuteczny – pozostawia skórę gładką, miękką i nawilżoną. Nie wymaga późniejszego zastosowania balsamu. Składu pianki nie wychwalałabym pod niebiosa, ale zapach już tak ;) Jeśli nie przeszkadza Wam cena peelingu, to polecam wypróbować ją na własnej skórze ;) Peeling z pewnością nada się również na miły prezent dla bliskiej osoby z powodu urokliwego wyglądu.
Mieliście już do czynienia z „piankami” od Organique? Jakie peelingi do ciała stosujecie?
Pianki nie stosowałam, lubię peelingi cukrowe i nie muszą być mocne ponieważ te słabsze również dobrze sobie radzą.
OdpowiedzUsuńbardzo chciałabym ją kiedyś kupić i przetestować, ale chyba wybiorę wersję mniejszą i mrożoną herbatę
OdpowiedzUsuńKurczę - ale bym wypróbowała dla tego zapachu i miękkości :)
OdpowiedzUsuńbardzo interesujący produkt. wygląda super, więc na prezent faktycznie w sam raz :)
OdpowiedzUsuńPianka czy nie pianka, ja tam ją bardzo lubię. Stosuje na mokro, a Pinacoladę miałam już wiele razy;)
OdpowiedzUsuńWygląda na taką do zjedzenia ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi kusząco i zapewne miło się nią wysmarować :)
OdpowiedzUsuńCo by to nie było, to to uwielbiam! Zarówno wersję z cukrem, jak i bez. Najbardziej tą herbacianą i kolonialną ;)
OdpowiedzUsuńa to Ci dopiero pianka ;p Przetestowałabym :)
OdpowiedzUsuńWidzialam ją ;-) uwielbiam zaglądać do tego sklepu bo maja tam mnóstwo kolorowych cudów i Przepiękne pachnie ;-)
OdpowiedzUsuńPal sześć skład, całkiem "naturalne" składy też mogą uczulać, czego jestem żywym dowodem. Ja lubię takie "niezdrowe" niby składy i peelingi cukrowe Organique :)
OdpowiedzUsuńMam na nią od dawna ochotę :))
OdpowiedzUsuńBardzo zaciekawiła mnie ta pianka
OdpowiedzUsuńbrzmi świetnie, wiele osób je chwali, ale mnie jakoś nie specjalnie kuszą ; /
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś na nią ochotę a potem w ogóle o niej zapomniałam :)
OdpowiedzUsuńDziwne, że nie jest pianką ale na zdjęciach jakby trochę ją przypomina :D
OdpowiedzUsuńZapach podczas stosowania musi być przepiękny :)
aktualnie stosuję peeling do ciała z avonu, który pachnie jak monte :D ale bardzo lubię kosmetyki z organique, więc może się skuszę :D
OdpowiedzUsuńKiedyś wpisałam sobie na wish list zarówno ''zwykłe'' pianki z Organique, jak i te peelingujące, ale jakoś nie spieszy mi się do ich zakupu :)
OdpowiedzUsuńPianki Organique kuszą mnie już od dłuższego czasu :)
OdpowiedzUsuńPianki te widzę od czasu do czasu w blogosferze i za każdym razem wywołują u mnie myśl "chcę mieć!" :) póki co jeszcze się ich nie dorobiłam, ale może niedługo... ;)
OdpowiedzUsuńWygląda bardzo zachęcająco a przez Twoje zachwyty na pewno będę jej szukać bo właśnie dobijam denka obecnego peelingu:)
OdpowiedzUsuńOd dawna kuszą mnie te "pianki" :D Jak już wykończę peelingi, które mam zaczęte, to chyba się na nią skuszę, skoro i konsystencja i zapach i działanie są fajne :D
OdpowiedzUsuńCiekawy produkt i ta konsystencja :)
OdpowiedzUsuńO proszę, dobrze że mimo wszystko polubiłaś peeling ;)
OdpowiedzUsuńDziwaczek. :D Ale lubię takie "inne" produkty. Zawsze miło sięgnąć po coś innego. ;)
OdpowiedzUsuńKocham zapach pina colady. ;)
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie ta pianka, pierwszy raz widzę taki produkt
OdpowiedzUsuńwygląda jak ten deser taki pudding z pianką :P aż chce się to jeść :). Szczerze ci powiem że różne pilingi widziałam ale nie w postaci pianki :) Nawet raz miałam piling który wyglądał jak zastygnięty wosk a innym razem proszek który pod wpływem wody zmieniał się w peeling ale raczej był to kiepski produkt bo słabo "szorował" ja muszę jednak czuć to złuszczanie :)
OdpowiedzUsuńCzytałam już kiedyś o niej u Ingi - muszę ją w końcu zakupić. <3
OdpowiedzUsuńObecnie mam peeling z Farmony, po którym nie muszę stosować żadnego balsamu :) pięknie pachnie melonem i arbuzem :) Też lubię opakowania typu słoik :)
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam tą piankę, ale niestety nie pamiętam zapachu...jakiś sztuczny mi sie wydawał:(
OdpowiedzUsuńTe pianki tak przepięknie pachną, że aż chce się je zjeść!
OdpowiedzUsuńhttp://ladycharm1.blogspot.com/ zapraszam ;)
jestem ciekawa tego kosmetyku ;)
OdpowiedzUsuńCałkiem zachęcająca tylko czy nie pozostawia na skórze tłustego filmu przez tę glicerynę ?
OdpowiedzUsuńNa moim ciele nie zostawia :D
Usuńale fajna konsystencja jak coś do jedzenia xd
OdpowiedzUsuńW takim razie ciekawe skąd wzięło się w nazwie słowo "pianka" :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się skuszę na tą "piankę" :)
OdpowiedzUsuń