Bielenda wiedzie na naszym rynku prym, zarówno jeśli chodzi o tempo wypuszczania nowych serii kosmetycznych jak i wpadający w oko design opakowań produktów. Niestety, przy posiadanej przeze mnie dość sporej ilości kosmetycznych zapasów nie ma szans, bym dała radę przetestować całą linię kosmetyków jednej marki. Mimo wszystko zawsze staram się wypatrzyć dla Was jakąś perełkę i napisać o niej kilka słów. Tym razem postawiłam na niezwykle ciekawy krem piankę z borówkowej serii Bielenda Blueberry C-Tox. Czy jest wart Waszego zainteresowania? O tym dowiecie się z dzisiejszego wpisu.
BIELENDA BLUEBERRY C-TOX KREM PIANKA DO TWARZY
Nawilżająco-rozświetlający krem pianka Bielenda Blueberry C-Tox zapakowany jest w kartonikowe opakowanie, które utrzymane jest w pięknym mleczno—jagodowym odcieniu. Wewnątrz znajdziemy plastikowy „słoiczek” o podobnej kolorystyce. Na pewno ucieszy Was fakt, że zawartość opakowania została dodatkowo zabezpieczona sreberkiem przed drogeryjnymi macaczami. Za 40 g produktu zapłacimy ok. 20 zł.
Poza cieszącym oko designem seria Blueberry C-Tox może pochwalić się również nieziemskim zapachem produktów. Dotychczas zapachy jagodowo-borówkowe kojarzyły mi się raczej z upierdliwym smrodkiem niż czymś przyjemnym, ale Bielenda pozytywnie mnie pod tym względem zaskoczyła! Krem pianka pachnie mega owocowo, to coś pomiędzy jagodowymi lodami a pudrowymi cukierkami. Ponadto kosmetyk posiada charakterystyczną i nieco zaskakującą konsystencję przypominającą napowietrzony piankowy deser. Określiłabym ją mianem „samopoziomującej” substancji, ponieważ po wyjęciu kawałka produktu (przypomina to trochę odrywanie fragmentu galaretki, ale jest mniej upierdliwe), po jakimś czasie wszystkie ubytki w masie same się niwelują. Inaczej mówiąc, po kolejnym otwarciu kremu mamy znów gładziutką masę.
Krem pianka Blueberry C-Tox z zasady przeznaczony jest do codziennej pielęgnacji cery odwodnionej i pozbawionej blasku. Ma nawilżać, regenerować, wygładzać i rozświetlać skórę oraz niwelować uczucie ściągnięcia. Jest produktem wegańskim, a w jego składzie znajdziemy wodę, propanediol (glikol roślinny, zwiększa przenikanie witaminy C), skwalan (działa przeciwstarzeniowo i regenerująco), olej abisyński, kwasy tłuszczowe (zapobiegają utracie wody), emolient tłusty (zapobiega utracie wody), lotny silikon (odparowuje, daje poczucie jedwabiście gładkiej skóry, zatrzymuje wodę), olej babassu, olej z nasion borówki, ekstrakt z owoców borówki, ekstrakt z owoców żurawiny, olej z pestek malin, ekstrakt z owoców yuzu, kwas askorbinowy o wysokiej stabilności (odporny na działanie światła i temperatury), olej z pestek słonecznika, wit. E, fitosterole (o działaniu przeciwzapalnym), skwalan, stabilną formę wit. C, olej sojowy, glicerynę, glikol propylenowy (kontrowersyjny rozpuszczalnik), emulgatory, kontrowersyjny konserwant (Disodium EDTA), a dalej jest już tylko gorzej, więc z pewnością nie jest to produkt naturalny.
Aqua (Water), Propanediol, Squalane, Crambe Abyssinica Seed Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Ethylhexyl Stearate, Cyclopentasiloxane, Orbignya Oleifera (Babassu) Seed Oil, Vaccinium Corymbosum (Blueberry) Seed Oil, Vaccinium Corymbosum (Blueberry) Fruit Extract, Vaccinium Macrocarpon (Cranberry) Fruit Extract, Rubus Idaeus (Raspberry) Seed Oil, Citrus Junos (Yuzu) Fruit Extract, 3-O-Ethyl Ascorbic Acid, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Tocopherol, Beta-Sitosterol, Squalene, Ascorbyl Palmitate, Glycine Soja (Soybean) Oil, Glycerin, Propylene Glycol, Sodium Stearoyl Glutamate, Potassium Cetyl Phosphate, Disodium EDTA, Acrylates/Beheneth-25 Methacrylate Copolymer, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Potassium Hydroxide, Ethylhexylglycerin, Phenoxyethanol, Benzyl Alcohol, Parfum (Fragrance), Synthetic Fluorphlogopite, CI 77891, CI 42090, CI 17200.
Słyszałam, że niektórym osobom w aplikacji kremu pianki przeszkadza charakterystyczna musowo-galaretkowa konsystencja, przez którą nie są w stanie nabrać odpowiedniej ilości produktu, ale tak szczerze… jeśli nie potraficie ogarnąć ilości kremu wyciąganego ze słoiczka, to jak chcecie ogarnąć swoje życie? :D A tak już całkiem serio, to osobiście nie mam żadnego problemu z nabraniem kosmetyku, poza tym pianka nie jest też na tyle sztywna, żeby sprawiać trudności w aplikacji.
Tak jak obiecuje producent, lekka piankowa formuła nie obciąża skóry, a sam krem sprawnie się wchłania, ALE! Pozostawia na skórze lekko lepką warstwę, więc bezpieczniej jest dać jej chwilę, żeby się całkowicie wchłonęła. Na pewno dla wielu z Was istotna będzie informacja, że krem pianka Blueberry C-Tox sprawdza się pod makijaż – nigdy nic mi się nie zrolowało, a trwałość nakładanego podkładu pozostaje bez zmian. Krem nadaje skórze tzw. „zdrowy blask” i nie chodzi tu o żadne drobinki, a raczej o tzw. „wet look” tudzież efekt „glass skin”, który może w trakcie dnia powodować lekkie wyświecanie się skóry. Dla posiadaczek cer mieszanych oraz tłustych zapewne będzie to minusem, ale dla cer suchych i dojrzałych może być wybawieniem. Z jednej strony jest to produkt lekki, więc nie ma się co spodziewać super odżywczego działania, ale z drugiej nawilżenie jest odczuwalne przez cały dzień, nie ma uczucia ściągniętej skóry, a cera wydaje się być lekko wilgotna w dotyku (zwłaszcza w obecnych temperaturach). Przyznam, że początkowo obawiałam się, że krem będzie niewystarczająco nawilżał moją suchą cerę, ale na szczęście nic takiego nie ma miejsca.
Kończąc już ten przydługi wywód muszę przyznać, że krem sprawdził się na mojej suchej (obecnie bardziej w stronę mieszanej) cerze. Nie zapycha, przyzwoicie nawilża, a do tego koi i niweluje uczucie ściągnięcia skóry. Cera może nie jest jakoś spektakularnie rozjaśniona, ale na pewno stała się bardziej promienna i rozświetlona. Poza tym produkt ma boski zapach i zabawną piankową konsystencję, która naprawdę umila użytkowanie. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko polecić Wam to cudeńko 😉 Na koniec warto również dodać, że w skład linii Blueberry C-Tox wchodzi (poza opisywanym dziś kremem) serum-jogurt do twarzy, mus do mycia twarzy oraz nawilżająco-rozświetlająca maseczka smoothie.
Mieliście okazję poznać produkty z linii Bluberry C-Tox?
Zużyłam go w czerwcu i bardzo się polubiliśmy :)
OdpowiedzUsuńWow, szybko Ci poszło :D Mój egzemplarz też już powoli dobija dna ;)
UsuńCiekawi mnie ta seria, a dokładniej maseczka, na którą poluję. Krem nie leży w moim kręgu zainteresowań, choć konsystencję ma bardzo ciekawą i powiem Ci, że z wyglądu przypomina mi bardzo gesty jogurt jagodowy 😋
OdpowiedzUsuńTo taka jagodowa pianka, bardziej "sztywna" niż jogurt, ale równie kusząca :D Krem super sprawdza mi się zwłaszcza latem, makijaż dobrze się na nim trzyma :)
UsuńNie miałam jeszcze tego kremu pianki, ani nic z tej linii ;)
OdpowiedzUsuńJest czego żałować, bo to naprawdę udana linia Bielendy ;)
Usuń"jeśli nie potraficie ogarnąć ilości kremu wyciąganego ze słoiczka, to jak chcecie ogarnąć swoje życie? :D" --> noo wygrałaś tym :D hahah
OdpowiedzUsuńA co do kremu to niby mnie kusi, ale ostatnio odkryłam, że o niebo lepiej sprawdzają się u mnie naturalne kosmetyki, więc nie wiem czy się skuszę :D Chociaż ta piankowa konsystencja kusi, myślę, że nawet ogarnę ilość kremu do nakładania :P
Nie wytrzymałam już tych narzekań na dozowanie produktu, bo jeśli mamy opakowanie z pompką, to faktycznie nie mamy wpływu na ilość, jaka wylatuje za jednym razem, ale słoiczek? Przecież to my decydujemy, ile z niego wyciągamy :D Ten kremik to idealny wybór na lato, także polecam ;)
UsuńNigdy nie miałam tego kremu ale bardzo lubię kremy o konsystencji pianki, więc będę miała ten krem na uwadze :)
OdpowiedzUsuńW takim razie powinnaś być z niego zadowolona, bo ma cudną konsystencję, a do tego pięknie pachnie ;)
UsuńFajny jest ten krem i na lato super formula pianki, chetnie go poznam :D
OdpowiedzUsuńDokładnie, to idealny wybór na lato ;)
UsuńUwielbiam tę całą borówkową serię :)
OdpowiedzUsuńZ chęcią wypróbowałabym całą :D
UsuńZ tej linii nie miałam nic, ale markę uwielbiam tak samo jak borówki! :) :)
OdpowiedzUsuńMiłego dnia Kochana :*
Buziaki!
Czyli mamy tak samo z Bielendą i borówkami, bo również je uwielbiam :D Miłego!
Usuńchętnie bym wypróbowała tą serię
OdpowiedzUsuńJest tego warta ;)
UsuńMiałam okazję testować całą serię tych kosmetyków i dobrze się u mnie sprawdziła. Konsystencja tego kremu jest genialna! :)
OdpowiedzUsuńNa razie mam jedynie ten krem, ale z chęcią poznałabym całą serię, skoro tak zachwalasz ;)
UsuńCiekawy krem :). Ja jeszcze nie miałam nic z tej serii, a Bielenda faktycznie, wypuszcza tyle nowości, że nie ma marki, która by chociaż się zbliżała do tej ilości :P
OdpowiedzUsuńBielenda zdecydowanie króluje pod względem wymyślania chwytliwych nowości - czy to pod względem nazw czy kolorowych opakowań :D
UsuńMoja lista chciejstw rośnie i rośnie . Kolejny kosmetyk, który chcę mieć w swojej łazience i wypróbować;)
OdpowiedzUsuńW takim razie trzymam kciuki, żeby się udało ;)
UsuńNie znam tego kosmetyku, właściwie to jeszcze nigdy nie używałam kremu pianki, na razie raczej nie będę miała okazji go wypróbować :)
OdpowiedzUsuńMoże warto się przełamać i sięgnąć po tego cudaka ;)
UsuńBielenda szaleje na polskim rynku kosmetycznym, jeśli chodzi o nowości i ja już dawno przestałam za nią nadążać, nawet nie próbuję ogarniać, co tam nowego u nich słychać :) Dawno też nic nie miałam z tej marki, mimo że ich szaty graficzne są bardzo przyciągające oko.
OdpowiedzUsuńU mnie Bielenda w sumie stale się przewija i żałuję, że brakuje mi czasu i wolnego kawałka ciała, żeby wszystkie te nowości przetestować :D
UsuńChyba się suszę :) Ostatnie miesiące towarzyszył mi ten sam żel do mycia buzi od Botanic SkinFood.Potrzebna mi zmiana ;)
OdpowiedzUsuńAle to jest krem do twarzy ;)
UsuńOoo uwielbiam zapachy lesnych owoców, ale ta lepka warstwa mnie odpycha. Jednak szanuję za sreberko, bo wczoraj np. byłam w Rossmannie po bazę pod glitterowe cienie i chyba wszystkie były użyte :|
OdpowiedzUsuńSreberko w drogerii to must have :/ Nie rozumiem ludzi, którzy otwierają opakowania kosmetyków w sklepie :P
UsuńPrzyznam, że konsystencja mnie zaskoczyła :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pozytywnie? :P
UsuńMus do mycia z tej serii był świetny, więc nie dziwi mnie że krem też daje radę :)
OdpowiedzUsuńMusu do mycia nie miałam i już żałuję :D
UsuńNie znam, ale ciekawa konsystencja. :D
OdpowiedzUsuńA jaka przyjemna w użytkowaniu :D
UsuńCiekawi mnie ten krem, zarówno pod względem konsystencji jak i składu
OdpowiedzUsuńDobrym składem nie grzeszy, ale nadrabia działaniem i zapachem ;)
UsuńMam na ten krem piankę chrapkę od dnia premiery, ale cały czas próbuje zużyć to co mam przez co zakup oddala się o lata świetlne :D Ten tekst "jeśli nie potraficie ogarnąć ilości kremu wyciąganego ze słoiczka, to jak chcecie ogarnąć swoje życie?" rozbawił mnie do łez :D Do tej pory z tej serii miałam jedynie maseczkę do twarzy, która btw mogłaby się pojawić w większym opakowaniu :)
OdpowiedzUsuńCóż mogę powiedzieć... Po prostu nie rozumiem problemu wyciągania kremu ze słoiczka, bo przecież tylko od nas zależy, ile go nabierzemy :D Może skuszę się jeszcze na maseczkę, skoro zachwalasz ;)
UsuńBardzo lubię, jak kosmetyki są zabezpieczone. Niestety, ludzie potrafią otworzyć, pomacać i odłożyć na półkę...
OdpowiedzUsuńNie tylko z kosmetykami tak robią... Otwieranie i wąchanie płynów do płukania w sklepie to też norma :P
UsuńO ten krem musi być mój:)
OdpowiedzUsuń