Miniony rok upłynął mi pod znakiem twarzowego koszmarku – nie było takiego miesiąca, by na mojej twarzy nie pojawiły się gigantyczne wulkany. Nigdy nie miałam problemów z cerą, a tu takie coś... Podejrzewałam, że winne są hormony, ponieważ pomimo tego, że zmieniałam produkty do pielęgnacji twarzy, stan cery się nie poprawiał. Aż do lutego, gdy odkryłam 3 kosmetyki, które zmieniły wszystko. W minionym miesiącu poznałam również dwa świetne produkty do włosów.
KOSMETYCZNI ULUBIEŃCY LUTEGO 2025
CAUDALIE VINOPURE PURIFYING GEL CLEANSER
Podstawą pielęgnacji cery powinno być jej oczyszczanie. Jestem posiadaczką suchej i odwodnionej skóry, dlatego zazwyczaj chętniej sięgałam po produkty do mycia twarzy, które były bardziej odżywcze. Niestety chyba nie oczyszczały skóry zbyt dokładnie, bo pory z czasem zaczęły się zapychać. Poszperałam trochę w internecie i jednym z rozwiązań tego problemu miało być używanie kosmetyków z kwasem salicylowym. Tak się złożyło, że miałam w zapasie żel do mycia twarzy Caudalie Vinopure (z któregoś kalendarza adwentowego) właśnie z tym składnikiem. Początkowo się nie polubiliśmy, ponieważ zapach żelu przypominał mi odświeżacz do toalet, a skóra po myciu była tępa w dotyku… Wszystkie drobne niedogodności wynagrodziło mi jednak jego działanie! Cera widocznie zaczęła się oczyszczać, „kaszka” na czole zniknęła, a rozszerzone pory jakby się zwęziły. Różnica w stanie cery była widoczna gołym okiem. Bałam się o przesuszenie, ale pomimo codziennego użytkowania żelu nic takiego nie wystąpiło. „Wulkany” zaczęły się zmniejszać. Ponadto zawarta w żelu woda winogronowa wspomaga mikrobiotę skóry, co również ma pozytywny wpływ na zmniejszenie ilości wyprysków.
VEOLI BOTANICA GLASS SKIN POWER PEEL
Kolejnym kosmetykiem, z którym początkowo się nie polubiłam, był nowy peeling Veoli Botanica Glass Skin Power Peel czyli nawilżająco-rozświetlający żelowy peeling do twarzy z kwasem mlekowym 10%, traneksamowym 2,5% i ektoiną 1%. Peeling zraził mnie do siebie od pierwszego użycia swoim niezbyt przyjemnym zapachem, który przypomina… smród z pojemników na śmieci :D Jego używanie nie jest może najprzyjemniejszym momentem dnia, ale warto wspomnieć, że złuszczanie jest równie ważnym krokiem co oczyszczanie cery. Najnowszy peeling od Veoli posiada kwas mlekowy, który usuwa martwe komórki naskórka, odświeżając cerę i wspierając jej nawilżenie, a także ektoinę, która chroni przed odwodnieniem. Stosuję go raz w tygodniu aplikując na skórę na ok. 10 minut (można trzymać nawet do 20, ale raz skóra była po takim czasie zaczerwieniona, więc odpuściłam). Nie zauważyłam jeszcze obiecanej twarzy porcelanowej lalki jak obiecują influencerzy, ale moja cera przypominała wcześniej księżycowy krajobraz, więc ciężko oczekiwać cudów z dnia na dzień. Niemniej różnica jest kolosalna – twarz jest wyraźnie gładsza i bardziej miękka w dotyku, a jednocześnie jędrniejsza. Ten peeling zdecydowanie ma moc!
VEOLI BOTANICA SAY HI(DRATION) LEKKI KREM DO TWARZY
Sam żel do mycia twarzy i peeling na niewiele by się zdały, gdybym nie odkryła kremu, który nie powoduje zapychania mojej cery. Przetestowałam w ostatnich miesiącach jakieś 10-15 kremów do twarzy i dosłownie każdy powodował w dłuższym czasie wysyp niedoskonałości. Lekki krem od Veoli wołał do mnie z reklamy :D Pomyślałam: wóz albo przewóz i go zamówiłam. Przekonały mnie zapewnienia o jego lekkości oraz wpływie na odbudowę bariery hydrolipidowej skóry, która u mnie ewidentnie została naruszona. Krem faktycznie jest lekki, ale zarazem treściwy. Ekspresowo się wchłania, nie daje matowego efektu i nadaje się pod makijaż. W składzie ma to co najważniejsze dla nawilżenia cery: trehalozę, kwas hialuronowy oraz mój ulubiony olej jojoba, który reguluje wydzielanie sebum. Dzięki SAY HI(DRATION) w końcu moja wielomiesięczna walka o ładną cerę została zakończona sukcesem 😉
GARNIER ODŻYWKA WAHRE SCHATZE HONIG
To niemiecka wersja serii Botanic Therapy z miodem. Mam manię kupowania niemieckich odżywek Wahre Schatze, ponieważ wspaniale działają na moje przesuszone codziennym prostowaniem włosy. Miodowa odżywka pięknie je ujarzmia, dociąża, wygładza i sprawia, że kosmyki aż tak się nie puszą przy niesprzyjających warunkach atmosferycznych. Ponadto ułatwia rozczesywanie włosów po myciu, a niewiele odżywek daje sobie radę z moją oporną fryzurą. Perełka za grosze.
ALFAPARF MILANO SEMI DI LINO EXTRAORDINARY ALL-IN-1 FLUID
Fluid trafił mi się w jakimś boxie kosmetycznym albo kalendarzu i tak czekał na swoją kolej… Nie wiedziałam, że mam w zanadrzu taki skarb 😉 Fluid ma zapewniać ochronę przed zanieczyszczeniami, promieniami UV oraz przed wysoką temperaturą (do 230 stopni C). Ma konsystencję balsamu i piękny zapach. Działa jak serum na końcówki włosów zapobiegając ich rozdwajaniu. Pięknie wygładza włosy, ujarzmia niesforne kosmyki, dociąża je i nabłyszcza, dzięki czemu wyglądają jak prosto od fryzjera. Wystarczy zaaplikować 2-3 pompki fluidu na wilgotne lub suche włosy, by cieszyć się idealną miękką i lśniącą fryzurą.
Znacie moich ulubieńców?
Pierwsze dwa kremy przykuły moją uwagę. Co prawda nie mam problemów z cerą, jednak warto zapobiegać.
OdpowiedzUsuńnie znam tych produktów :)
OdpowiedzUsuń