Z okazji leniwego weekendu mam dla Was kilka słów na temat maseczki do twarzy marki Lush. Jakby nie było, sklepy Lush są obiektem westchnień wielu osób, więc trudno się dziwić, że po raz kolejny uległam pokusie i tak oto w moje ręce trafiła maseczka, o której czytałam wcześniej na kilku blogach. Co najciekawsze – recenzje na jej temat nie były skrajnie optymistyczne. Jednak na zewnątrz robi się coraz cieplej i moja skóra wymaga mocniejszego oczyszczania, postanowiłam więc sięgnąć po „coś silniejszego”. Co z tego wyniknęło?
MASECZKA LUSH ROSY CHEEKS
Jakie są opakowania produktów LUSH każdy widzi – maseczki zamknięte są w twardych, czarnych, zakręcanych i minimalistycznych pojemniczkach, które gwarantują ochronę przed światłem. Gwoli informacji, to nie warto wyrzucać tych opakowań, ponieważ gdy uzbieramy 5 sztuk, możemy wymienić je na jedną darmową maseczkę. A jeśli weźmiemy pod uwagę, że kosztują one ok. 6-8 euro, to myślę, że warto skorzystać ;)
Jeśli chodzi o maseczki marki Lush, to istotną informację stanowi fakt, że są one zdatne do użycia zaledwie przez kilka tygodni od daty produkcji. Przykładowo, moja została wyprodukowana 24 kwietnia br. (notabene przez „Kasię”) i ma datę ważności do 21.05.2018. Dlatego uważam, że nie ma sensu kupować tego typu produktów „na zapas”, chyba że spróbujemy je zamrozić na później (ewentualnie dzielimy się nimi z siostrą/mamą/przyjaciółką). Wracając jednak do głównego bohatera dzisiejszego wpisu, czyli maseczki Rosy Cheeks – jest ona glinkową maseczką do oczyszczania twarzy, która ma koić i wyrównać koloryt naszej cery. 75g maski kosztuje 7,50 euro, nie jest to więc tania impreza. Tym bardziej, że wydajność maseczki jest słaba nawet jak dla mnie - Karyny oszczędzania. Co prawda nie policzyłam na ile użyć maseczka wystarczyła, ale obstawiam, że było ich maksymalnie osiem.
W składzie maseczki Rosy Cheeks znajdziemy glicerynę, glinkę białą, wyciąg z kwiatów róży stulistnej, puder kalaminowy (działa antyseptycznie), minerał, który jest głównym składnikiem glinek, olejek z kwiatów róży damasceńskiej, alkohol benzylowy jako konserwant oraz składniki kompozycji zapachowej. W tym miejscu od razu napomknę, że skład mojej maseczki różni się nieco od składów podawanych na innych blogach. Ale wracając do tematu – Rosy Cheeks całkiem przyjemnie pachnie różami i mówię to ja – wróg różanych zapachów. Maseczkę cechuje bardzo zbita i twarda konsystencja, co skutkuje tym, że ciężko wydobyć ją palcami z opakowania, tym bardziej, jeśli jest przechowywana w lodówce (a tak powinno być!). Po aplikacji na suchą cerę dość szybko zastyga i daje się odczuć nieprzyjemne ściągnięcie (jak to przy glinkach bywa). Zgodnie z informacją podaną na opakowaniu, należy trzymać ją na skórze 10 minut. Po zmyciu maseczki skóra jest dość mocno ściągnięta, tępa w dotyku i lekko zaczerwieniona, co wskazuje na to, że jednak nie jest tak delikatna i kojąca, jak obiecuje producent…
Na pierwszy rzut oka wydaje się (chyba całkiem słusznie), że skóra jest przez maseczkę podrażniona, trochę przesuszona i ściągnięta. Określiłabym to mianem małego dyskomfortu, ale bez tragedii. Niemniej nie jest to moim zdaniem maseczka do cery wrażliwej jak twierdzi wiele osób. Jeśli chodzi o efekty, to jej prawdziwą „moc” zauważyłam dopiero przy dłuższym stosowaniu – już na drugi dzień od aplikacji skóra twarzy była niesamowicie gładka i aksamitna. Takich efektów nie udało mi się osiągnąć nawet po silnych peelingach(!). Ale co najciekawsze, od 2 lat borykałam się z dziwnym zaczerwienieniem na jednym policzku, a dzięki tej maseczce w końcu się go pozbyłam (zaczerwienienia a nie policzka ofc…)! Dosłownie rzecz ujmując pozbyłam się problemu różowego policzka (czyli tytułowego „rosy cheeks” -różowego/różanego policzka) i chyba o to w tej maseczce chodzi?
PODSUMOWANIE
Choć początkowo nie byłam zbyt pozytywnie nastawiona do maseczki Rosy Cheeks ze względu na to, że jest maseczką glinkową, a moja cera za glinkami nie przepada, to muszę przyznać, że efekty przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Co prawda tuż po każdej aplikacji maski skóra była zaczerwieniona i nieprzyjemnie ściągnięta, co wskazywałoby na podrażnienie, ale w kolejnych dniach stawała się aksamitna w dotyku i niewiarygodnie gładka. W konsekwencji przy dłuższym stosowaniu pozbyłam się sporego zaczerwienienia na policzku, które męczyło mnie od dwóch lat i za żadne skarby nie chciało zejść. Korzyści ze stosowania Rosy Cheeks okazały się więc bezcenne, dlatego z chęcią powrócę do niej w przyszłości.
PS. Kiedyś pisałam też o ich słynnym czyściku Angels on Bare Skin.
PS. Kiedyś pisałam też o ich słynnym czyściku Angels on Bare Skin.
Mieliście okazję poznać maseczki Lush'a?
Słyszałam o tych maseczkach, ale sama jeszcze nie używałam nigdy :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś nadarzy się okazja ;)
UsuńFajna maseczka, jedna z ciekawszych, które miałam okazję testować. Niestety jednak u mnie obietnice producenta tylko częściowo się spełniają, głównie w temacie oczyszczenia. Wrażliwa część mojej skóry wcale już tak dobrze na nią nie reaguje. A nawet jeśli zaraz po zmyciu jest ukojona, to chwilę później przychodzi rozdrażnienie, jeśli natychmiast nie wspomogę jej dalszą pielęgnacją. Tak samo z matem, jest tak silny, że moja skóra szybko zaczyna z nim walczyć. To nie jest idealna opcja dla mojej mieszanej, ale wrażliwej skóry.
OdpowiedzUsuńMiałam szczęście, bo używałam jej w upały, gdy moja sucha skóra strasznie się przetłuszcza, więc ciężko o mocne przesuszenie :D Maskę trzymałam w lodówce, więc gdy nakładałam ją na skórę przy 37 stopniach na dworze, to było niebo :D
UsuńEsy,floresy,fantasmagorie- gratuluję
OdpowiedzUsuńnigdy nie miałam masek lush, kiedyś marzył mi się ich szampon w kostce
Z tego co pamiętam, to te szampony w kostce są oparte na SLS/SLES, więc by mnie podrażniły :P
UsuńOoooo jak miło :) Bardzo się cieszę i dziękuję Słonko :)))
OdpowiedzUsuńCo do maseczek Lush to miałam ich kilka a najbardziej zadowolona byłam z jagodowej Catastrophe
Gratulacje :)
UsuńO Catastrophe chyba nie było zbyt głośno, bo nawet nie kojarzę :D
UsuńJa niestety mam bardzo słaby dostęp do ich produktów i w zasadzie ledwie jeden udało mi się poznać. Efekty bardzo fajne i gdybym mogła, spróbowałabym :)
OdpowiedzUsuńTeż mam słaby dostęp, ale czasem załapię się na LUSH, gdy ktoś jedzie za granicę :D
UsuńGratulacje!
OdpowiedzUsuńMaseczek nie miałam, mam pierwszy produkt Lush peeling do ust - jest super
O peelingu słyszałam dużo, ale sama nie miałam ;)
UsuńPrzyznaję, że wcześniej nawet o niej nie słyszałam:)
OdpowiedzUsuńMi trochę się obiło o uszy ;)
UsuńCzytałam już gdzieś o niej ale nie miałam okazji jej używać.
OdpowiedzUsuńMi całe szczęście udało się ją dorwać :D
UsuńChyba jednak wolałabym zrobic maseczkę sama. Przypomnialas mi, ze moje glinki leżą zapomniane;P
OdpowiedzUsuńmam podobne zdanie;D
UsuńNie cierpię rozrabiania maseczek :D
UsuńNie wiem, czy to produkt dla mnie, ale chetnie przyjrze sie dokladniej ich maseczkowej ofercie :)
OdpowiedzUsuńChyba masz do LUSHa łatwiejszy dostęp :D
Usuńnie wiem czy to produkt dla mnie. Na razie nie odczuwam potrzeby jego stosowania:)
OdpowiedzUsuńRozumiem :D
UsuńOj, ja też nie lubię różanych zapachów i nie chce mi się stosować glinek ;)
OdpowiedzUsuńA z Lusha miałam jedynie Mask of Magnaminty i byłam bardzo zadowolona!
Słyszałam o niej, ale nie miałam :D
Usuńbardzo ciekawa maseczka , nigdy nie miałam nic z tej firmy i z chęcią coś bym przetestowałą :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że w Polsce produkty LUSH są trudno dostępne :P
UsuńMarzę od lat o czymś z Lusha :D
OdpowiedzUsuńTeż tak miałam, ale marzenia się w końcu spełniają :D
UsuńBardzo ciekawa maseczka :D
OdpowiedzUsuńJednak zbytnio nie miałam okazji przetestować ;)
Odwdzięczam się za każdą obserwacje:D
grlfashion.blogspot.com
Niestety u nas ciężko dostać coś z LUSH ;)
UsuńNie spodziewałam się aż tak dobrego działania! Z chęcią po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńTeż byłam sceptycznie nastawiona :P
UsuńJeszcze jej nie mialam, ale musze wyskoczyc do Lusha. Gratuluje wygranej - Esy, floresy, fantasmagorie <3
OdpowiedzUsuńFajnie masz, że masz dostęp do LUSH :D
UsuńNie miałam, ale fajnie, że się jednak sprawdziła u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńTeż się cieszę :D
UsuńMnie takie przesuszenie i ściągnięcie cery raczej by zniechęciło, ale z drugiej strony widzę, że długofalowe efekty są naprawdę super.
OdpowiedzUsuńTeż miałam początkowo mieszane uczucia, ale na dłuższą metę efekty są świetne :D
UsuńMiałam i bardzo dobrze wspominam. Przy następnej wizycie w LUSH na pewno po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńCzyli nie tylko u mnie dobrze się spisała :D
UsuńŚwietnie, że tak dobrze się u Ciebie sprawdziła :) Zaciekawiła nas :)
OdpowiedzUsuńJestem z niej bardzo zadowolona :D
UsuńInteresujący produkt. :)
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to ;)
UsuńLubię Lush :)
OdpowiedzUsuńSuper :D
UsuńGratuluję zwyciężczyni :) Nie znam tej maseczki, choć o Lush już słyszałam. Zaciekawiła mnie ta maseczka, choć akurat ja bym szukała dla siebie czegoś z zieloną glinką :)
OdpowiedzUsuńDla mnie zielona glinka jest zbyt silna ;)
UsuńNie miałam jeszcze żadnego produktu tej marki, ale bardzo zainteresowałaś mnie w ogóle tematem ;-) Obawiam się, że ta konkretna maseczka by się u mnie nie sprawdziła (mam skłonność do naczynek, podrażnień), ale z chęcią przyjrzę się innym produktom marki.
OdpowiedzUsuńTo niby maska na naczynka i podrażnienia, ale w praktyce wyszło na odwrót :P
UsuńTo produkt stworzony dla mnie. Zawsze mam problemy z zaczerwienieniami na twarzy. Kupię koniecznie :)
OdpowiedzUsuńNa lato wydaje się być idealny :D
UsuńLush znam głownie z kąpielowych umilaczy, o ich maseczkach słysze po raz pierwszy. Nie miałam jeszcze okazji, by wypróbować te produkty, choć kuszą niemiłosiernie. Kiedyś na pewno to nadrobię! :)
OdpowiedzUsuńJa z kolei jeszcze nie miałam okazji poznać ich produktów do kąpieli ;)
Usuńgratuluję wygranej :) co do maseczki, to lubię to uczucie ściągnięcia, ale skoro miała być kojąca, to trochę nie bardzo...
OdpowiedzUsuńNo właśnie trochę się to wzajemnie wyklucza ;)
UsuńNo ja mieszkam tam, gdzie Lush jest i jeszcze niczego tam nie kupiłam ;D Wiem, dziwna jestem. Może przed wyprowadzką coś tam kupię. Odstrasza mnie mocny zapach tego sklepu, boli mnie od niego głowa. To już druga fajna maseczka, o której słyszę. Zapisuję na listę ;)
OdpowiedzUsuńTo niepojęte :D Choć z drugiej strony ich produkty do najtańszych nie należą ;)
Usuń