5/27/2018

MASECZKA LUSH ROSY CHEEKS – MÓWIMY „NIE” RÓŻOWYM POLICZKOM? + WYNIKI ROZDANIA BALEA


Z okazji leniwego weekendu mam dla Was kilka słów na temat maseczki do twarzy marki Lush. Jakby nie było, sklepy Lush są obiektem westchnień wielu osób, więc trudno się dziwić, że po raz kolejny uległam pokusie i tak oto w moje ręce trafiła maseczka, o której czytałam wcześniej na kilku blogach. Co najciekawsze – recenzje na jej temat nie były skrajnie optymistyczne. Jednak na zewnątrz robi się coraz cieplej i moja skóra wymaga mocniejszego oczyszczania, postanowiłam więc sięgnąć po „coś silniejszego”. Co z tego wyniknęło?

MASECZKA LUSH ROSY CHEEKS




Jakie są opakowania produktów LUSH każdy widzi – maseczki zamknięte są w twardych, czarnych, zakręcanych  i minimalistycznych pojemniczkach, które gwarantują ochronę przed światłem. Gwoli informacji, to nie warto wyrzucać tych opakowań, ponieważ gdy uzbieramy 5 sztuk, możemy wymienić je na jedną darmową maseczkę. A jeśli weźmiemy pod uwagę, że kosztują one ok. 6-8 euro, to myślę, że warto skorzystać ;) 

Jeśli chodzi o maseczki marki Lush, to istotną informację stanowi fakt, że są one zdatne do użycia zaledwie przez kilka tygodni od daty produkcji. Przykładowo, moja została wyprodukowana 24 kwietnia br. (notabene przez „Kasię”) i ma datę ważności do 21.05.2018. Dlatego uważam, że nie ma sensu kupować tego typu produktów „na zapas”, chyba że spróbujemy je zamrozić na później (ewentualnie dzielimy się nimi z siostrą/mamą/przyjaciółką). Wracając jednak do głównego bohatera dzisiejszego wpisu, czyli maseczki Rosy Cheeks – jest ona glinkową maseczką do oczyszczania twarzy, która ma koić i wyrównać koloryt naszej cery. 75g maski kosztuje 7,50 euro, nie jest to więc tania impreza. Tym bardziej, że wydajność maseczki jest słaba nawet jak dla mnie - Karyny oszczędzania. Co prawda nie policzyłam na ile użyć maseczka wystarczyła, ale obstawiam, że było ich maksymalnie osiem.


W składzie maseczki Rosy Cheeks znajdziemy glicerynę, glinkę białą, wyciąg z kwiatów róży stulistnej, puder kalaminowy (działa antyseptycznie), minerał, który jest głównym składnikiem glinek, olejek z kwiatów róży damasceńskiej, alkohol benzylowy jako konserwant oraz składniki kompozycji zapachowej. W tym miejscu od razu napomknę, że skład mojej maseczki różni się nieco od składów podawanych na innych blogach. Ale wracając do tematu – Rosy Cheeks całkiem przyjemnie pachnie różami i mówię to ja – wróg różanych zapachów. Maseczkę cechuje bardzo zbita i twarda konsystencja, co skutkuje tym, że ciężko wydobyć ją palcami z opakowania, tym bardziej, jeśli jest przechowywana w lodówce (a tak powinno być!). Po aplikacji na suchą cerę dość szybko zastyga i daje się odczuć nieprzyjemne ściągnięcie (jak to przy glinkach bywa). Zgodnie z informacją podaną na opakowaniu, należy trzymać ją na skórze 10 minut. Po zmyciu maseczki skóra jest dość mocno ściągnięta, tępa w dotyku i lekko zaczerwieniona, co wskazuje na to, że jednak nie jest tak delikatna i kojąca, jak obiecuje producent…


Na pierwszy rzut oka wydaje się (chyba całkiem słusznie), że skóra jest przez maseczkę podrażniona, trochę przesuszona i ściągnięta. Określiłabym to mianem małego dyskomfortu, ale bez tragedii. Niemniej nie jest to moim zdaniem maseczka do cery wrażliwej jak twierdzi wiele osób. Jeśli chodzi o efekty, to jej prawdziwą „moc” zauważyłam dopiero przy dłuższym stosowaniu – już na drugi dzień od aplikacji skóra twarzy była niesamowicie gładka i aksamitna. Takich efektów nie udało mi się osiągnąć nawet po silnych peelingach(!). Ale co najciekawsze, od 2 lat borykałam się z dziwnym zaczerwienieniem na jednym policzku, a dzięki tej maseczce w końcu się go pozbyłam (zaczerwienienia a nie policzka ofc…)! Dosłownie rzecz ujmując pozbyłam się problemu różowego policzka (czyli tytułowego „rosy cheeks” -różowego/różanego policzka) i chyba o to w tej maseczce chodzi?


PODSUMOWANIE

Choć początkowo nie byłam zbyt pozytywnie nastawiona do maseczki Rosy Cheeks ze względu na to, że jest maseczką glinkową, a moja cera za glinkami nie przepada, to muszę przyznać, że efekty przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Co prawda tuż po każdej aplikacji maski skóra była zaczerwieniona i nieprzyjemnie ściągnięta, co wskazywałoby na podrażnienie, ale w kolejnych dniach stawała się aksamitna w dotyku i niewiarygodnie gładka. W konsekwencji przy dłuższym stosowaniu pozbyłam się sporego zaczerwienienia na policzku, które męczyło mnie od dwóch lat i za żadne skarby nie chciało zejść. Korzyści ze stosowania Rosy Cheeks okazały się więc bezcenne, dlatego z chęcią powrócę do niej w przyszłości.

PS. Kiedyś pisałam też o ich słynnym czyściku Angels on Bare Skin.







Mieliście okazję poznać maseczki Lush'a?





Wyniki majowego rozdania z Balea - wygrywa:

Esy,floresy,fantasmagorie

Gratulacje :)




60 komentarzy:

  1. Słyszałam o tych maseczkach, ale sama jeszcze nie używałam nigdy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna maseczka, jedna z ciekawszych, które miałam okazję testować. Niestety jednak u mnie obietnice producenta tylko częściowo się spełniają, głównie w temacie oczyszczenia. Wrażliwa część mojej skóry wcale już tak dobrze na nią nie reaguje. A nawet jeśli zaraz po zmyciu jest ukojona, to chwilę później przychodzi rozdrażnienie, jeśli natychmiast nie wspomogę jej dalszą pielęgnacją. Tak samo z matem, jest tak silny, że moja skóra szybko zaczyna z nim walczyć. To nie jest idealna opcja dla mojej mieszanej, ale wrażliwej skóry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam szczęście, bo używałam jej w upały, gdy moja sucha skóra strasznie się przetłuszcza, więc ciężko o mocne przesuszenie :D Maskę trzymałam w lodówce, więc gdy nakładałam ją na skórę przy 37 stopniach na dworze, to było niebo :D

      Usuń
  3. Esy,floresy,fantasmagorie- gratuluję
    nigdy nie miałam masek lush, kiedyś marzył mi się ich szampon w kostce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co pamiętam, to te szampony w kostce są oparte na SLS/SLES, więc by mnie podrażniły :P

      Usuń
  4. Ooooo jak miło :) Bardzo się cieszę i dziękuję Słonko :)))

    Co do maseczek Lush to miałam ich kilka a najbardziej zadowolona byłam z jagodowej Catastrophe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Catastrophe chyba nie było zbyt głośno, bo nawet nie kojarzę :D

      Usuń
  5. Ja niestety mam bardzo słaby dostęp do ich produktów i w zasadzie ledwie jeden udało mi się poznać. Efekty bardzo fajne i gdybym mogła, spróbowałabym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam słaby dostęp, ale czasem załapię się na LUSH, gdy ktoś jedzie za granicę :D

      Usuń
  6. Gratulacje!
    Maseczek nie miałam, mam pierwszy produkt Lush peeling do ust - jest super

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O peelingu słyszałam dużo, ale sama nie miałam ;)

      Usuń
  7. Przyznaję, że wcześniej nawet o niej nie słyszałam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam już gdzieś o niej ale nie miałam okazji jej używać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba jednak wolałabym zrobic maseczkę sama. Przypomnialas mi, ze moje glinki leżą zapomniane;P

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wiem, czy to produkt dla mnie, ale chetnie przyjrze sie dokladniej ich maseczkowej ofercie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. nie wiem czy to produkt dla mnie. Na razie nie odczuwam potrzeby jego stosowania:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj, ja też nie lubię różanych zapachów i nie chce mi się stosować glinek ;)
    A z Lusha miałam jedynie Mask of Magnaminty i byłam bardzo zadowolona!

    OdpowiedzUsuń
  13. bardzo ciekawa maseczka , nigdy nie miałam nic z tej firmy i z chęcią coś bym przetestowałą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że w Polsce produkty LUSH są trudno dostępne :P

      Usuń
  14. Marzę od lat o czymś z Lusha :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak miałam, ale marzenia się w końcu spełniają :D

      Usuń
  15. Bardzo ciekawa maseczka :D
    Jednak zbytnio nie miałam okazji przetestować ;)

    Odwdzięczam się za każdą obserwacje:D
    grlfashion.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie spodziewałam się aż tak dobrego działania! Z chęcią po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeszcze jej nie mialam, ale musze wyskoczyc do Lusha. Gratuluje wygranej - Esy, floresy, fantasmagorie <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie miałam, ale fajnie, że się jednak sprawdziła u Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Mnie takie przesuszenie i ściągnięcie cery raczej by zniechęciło, ale z drugiej strony widzę, że długofalowe efekty są naprawdę super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też miałam początkowo mieszane uczucia, ale na dłuższą metę efekty są świetne :D

      Usuń
  20. Miałam i bardzo dobrze wspominam. Przy następnej wizycie w LUSH na pewno po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetnie, że tak dobrze się u Ciebie sprawdziła :) Zaciekawiła nas :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Gratuluję zwyciężczyni :) Nie znam tej maseczki, choć o Lush już słyszałam. Zaciekawiła mnie ta maseczka, choć akurat ja bym szukała dla siebie czegoś z zieloną glinką :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie miałam jeszcze żadnego produktu tej marki, ale bardzo zainteresowałaś mnie w ogóle tematem ;-) Obawiam się, że ta konkretna maseczka by się u mnie nie sprawdziła (mam skłonność do naczynek, podrażnień), ale z chęcią przyjrzę się innym produktom marki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niby maska na naczynka i podrażnienia, ale w praktyce wyszło na odwrót :P

      Usuń
  24. To produkt stworzony dla mnie. Zawsze mam problemy z zaczerwienieniami na twarzy. Kupię koniecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Lush znam głownie z kąpielowych umilaczy, o ich maseczkach słysze po raz pierwszy. Nie miałam jeszcze okazji, by wypróbować te produkty, choć kuszą niemiłosiernie. Kiedyś na pewno to nadrobię! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei jeszcze nie miałam okazji poznać ich produktów do kąpieli ;)

      Usuń
  26. gratuluję wygranej :) co do maseczki, to lubię to uczucie ściągnięcia, ale skoro miała być kojąca, to trochę nie bardzo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie trochę się to wzajemnie wyklucza ;)

      Usuń
  27. No ja mieszkam tam, gdzie Lush jest i jeszcze niczego tam nie kupiłam ;D Wiem, dziwna jestem. Może przed wyprowadzką coś tam kupię. Odstrasza mnie mocny zapach tego sklepu, boli mnie od niego głowa. To już druga fajna maseczka, o której słyszę. Zapisuję na listę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niepojęte :D Choć z drugiej strony ich produkty do najtańszych nie należą ;)

      Usuń

Serdecznie dziękuję za każdy konstruktywny komentarz!

Copyright © MAKE-UP FULL OF COLORS , Blogger