Nie będę ukrywać – w tym roku miałam ogromnego pecha, jeśli chodzi o testowanie kremów do twarzy. Wiele z nich okazało się być totalnymi bublami. Sytuację ratował jedynie krem z serii Wild Rose marki Korres (o którym pisałam tutaj), ponieważ okazał się być najlepszym kremem do
twarzy, jaki dotychczas miałam. Po drodze przetestowałam również krem Evree Essential, który wywinął mi wyjątkowy numer… Jeśli jesteście ciekawi, czym mi podpadł, to zapraszam!
EVREE ESSENTIAL NAWILŻAJĄCY KREM DO TWARZY
OPAKOWANIE
Przyznam, że podobają mi się chyba wszystkie opakowania kosmetyków marki Evree. Zazwyczaj utrzymane są w prostej stylistyce, każda seria ma swój przewodni kolor, dzięki czemu łatwo jest się we wszystkim połapać. Nie inaczej było z kremem Essential – zamknięty jest w minimalistycznym szklanym, ciężkim słoiczku, który ładnie prezentuje się na półce/toaletce. 50 ml kremu kosztuje ok. 25-30 zł. Obecnie wygląd produktów marki został odświeżony, więc opakowanie w drogerii różni się od mojego.
KOLOR/KONSYSTENCJA/ZAPACH
Krem Evree Essential ma standardowy dla tego typu kosmetyków biały kolor, ale nietypową konsystencję. Przypomina bardzo zbity pudding. Lubię takie treściwe konsystencje. Zapach kremu jest dość neutralny z lekko wyczuwalną nutką cytrusów.
SKŁAD
Aqua, Ethylhexyl Stearate, Caprylic/Capris Triglyceride, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Glyceryl Stearate Citrate, Glycerin, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Cetearyl Alcohol, Dimethicone, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Hydrolyzed Caesalpinia Spinosa Gum, Caesalpinia Spinosa Gum, Calendula Officinalis (Pot Marigold) Oil, Olus (Vegetable) Oil, Sodium Hyaluronate, Panthenol, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Xanthan Gum, Disodium EDTA, Sodium Hydroxide, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol.
MOJA OPINIA
Swoją opinię powinnam chyba zacząć od informacji, że… lubię markę Evree i jej produkty. Nie oznacza to jednak, że wszystkie się u mnie sprawdzają. Po kremie Essential oczekiwałam wiele - jest to krem przeznaczony dla osób w wieku 20+ (rzutem na taśmę jeszcze się łapię do tej kategorii wiekowej) posiadających cerę normalną lub suchą. Teoretycznie więc wszystko się zgadza. Wcześniej sprawdziła się u mnie wersja różana kremu (Magic Rose). Co mogło więc pójść nie tak?
Zatrzymajmy się na chwilę przy składzie. Wersja Essential oparta jest na składnikach aktywnych takich jak: olejek ze słodkich migdałów, masło shea, olej awokado, olejek marigold, kwas hialuronowy, pantenol czy witamina E. Nie jest to jednak skład w pełni naturalny, ponieważ znajdziemy w nim choćby dimethicone (silikon), Disodium EDTA czy Phenoxyethanol (konserwanty). Nie jest jednak najgorszy na drogeryjnej półce, wręcz przeciwnie – wypada całkiem w porządku. Ponadto wydaje się, że skład odzwierciedla obietnice producenta – krem ma regenerować, nawilżać, wygładzać, przywracać skórze zdrowy wygląd, działać antyoksydacyjnie oraz łagodzić podrażnienia. Odpowiedzialne za to mogą być choćby masło shea, olejek marigold, pantenol i kwasy zawarte w kremie. W teorii więc wszystko się zgadza…
Przejdźmy jednak do sedna sprawy. W zasadzie z tym kremem mam jeden podstawowy problem – w ogóle się nie wchłania. Ale tak w ogóle, wcale, null, zero! Jestem w zasadzie drugim przypadkiem w mojej rodzinie, gdzie krem Essential się nie wchłania. Może wynika to z genów? ;) Gdy tylko zaaplikuję go na skórę, ślizga mi się po twarzy w tę i z powrotem. Jestem właścicielką skóry suchej, więc powinna ona „pić” kremy bez problemu. Niestety w tym przypadku coś nie zagrało. Ciężko mi ocenić poziom nawilżenia kremu oraz to, czy zapycha, bo jestem zmuszona go zmyć tuż po aplikacji. Na pewno nie nadawałby się u mnie na dzień i na noc, bo makijaż pływałby na nim w najlepsze.
PODSUMOWANIE
Niestety, pomimo całej mojej sympatii do marki Evree, nie było dane mi zaznać efektów opisanych przez producenta, gdyż krem Evree Essential po prostu się u mnie nie wchłania. Niezależnie od tego, ile czasu odczekuję po jego aplikacji, wciąż ślizga mi się po skórze twarzy. Pozostaje mi zużyć go na stopach, które przecież przyjmą wszystko ;)
Jakie produkty marki Evree lubicie?
Dobrze, że nie pójdzie do kosza, tylko zużyjesz go inaczej :)
OdpowiedzUsuńStaram się zużywać każdy kosmetyk, choć nie zawsze mi to wychodzi ;)
UsuńMam go w zapasach, ciekawe jak się sprawdzi :)
OdpowiedzUsuńTeż jestem ciekawa :D
UsuńMiałam ten krem i fajnie się sprawdzał :)
OdpowiedzUsuńTo super :))
UsuńPo prostu jedna z moich ulubionych marek.
OdpowiedzUsuńMogę sobie tylko wyobrazić jak działa ten krem. Nie znam go osobiście.
Szkoda, że u Ciebie nie spełnił oczekiwań.
Pozdrowieńka przedweekendowe :)
Też lubię markę ;)
Usuńkremiku nie miałam, ale robię to samo, jak jakiś produkt mi nie odpowiada ląduje na stopy ;)
OdpowiedzUsuńTo uniwersalne rozwiązanie :D
UsuńMam mieszane uczucia do tej marki, ich produkty raz mają dobre składy raz nie za bardzo... Mogli by się zdecydować ;)
OdpowiedzUsuńFakt, mogliby jeszcze podciągnąć składy ;)
UsuńMam go w zapasach i nie jestem pewna czy chcę go teraz używać :P
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, jak będzie u Ciebie z wchłanianiem ;)
Usuńmoże na stopach lepiej sie sprawdzi
OdpowiedzUsuńNa stopach ładnie się wchłania :D
UsuńMiałam inny krem z tej serii, Magic Rose, który miał być najlpszym z tej gamy do cery mieszanej. Nie sprawdził się u mnie, bo niestety mnie zapychał. Zużyłam go na szyję i dekolt, ale przyznam, że też miał problemy z wchłanianiem ;
OdpowiedzUsuńU mnie akurat Magic Rose sprawdził się bardzo dobrze ;)
UsuńSzkoda, ale nawet nie myślałyśmy o jego kupnie :)
OdpowiedzUsuńTo chyba dobrze ;)
UsuńTaki z niego numerant, że w życiu bym nie pomyślała. Ja z Evree miałam okazję testować peeling do stóp w saszetkach oraz jeden w tubce, które bardzo polubiłam, krem do rąk oraz mojego najnowszego ulubieńca tonik z Neroli. Natomiast na ten krem się nie skuszę, ja się skusiłam niedawno na krem z Bielendy z zieloną herbatą i zdradzę, że jest coraz fajniej i coraz bardziej go lubię :)
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie też ten kremik z Bielendy ;)
UsuńJeżeli krem się nie wchłania to niestety jest zbyt duży minus.
OdpowiedzUsuńOj, tak :P
UsuńNo cóż ja też do niego miłości nie poczułam :P
OdpowiedzUsuńNie był nam przeznaczony :D
UsuńMiałam go i rzeczywiście na początku miałam problem z jego wchłanianiem. Ale potem jak nauczyłam się go nakładać po prostu mniej to było oki i bardzo go polubiłam :)
OdpowiedzUsuńMi się nie chce codziennie walczyć z kremem, nie mam na to czasu ;)
UsuńZnając życie to u mnie pewnie byłoby podobnie z tym wchłanianiem, więc na ten krem się nie skuszę. Dobrze jednak, że można wykorzystać gagatka do stóp.
OdpowiedzUsuńI na stopach nawet się sprawdza :D
Usuńja już bym go nie kupiła, gdybym miała sugerować się napisem 20+, bo niestety bliżej mi już do trójki z przodu:P
OdpowiedzUsuńMi też :D
UsuńNo to dziwne, że się nie wchłania, skoro masz suchą skórę. Coś w tym kremie musi być nieodpowiedniego.
OdpowiedzUsuńNie tylko suchą, ale regularnie peelingowaną, więc nie powinno być problemu ;)
UsuńSzoda, że się nie wchłania. Nie dla mnie niestety.
OdpowiedzUsuńMoże u Ciebie wypadłby lepiej :)
UsuńDobrze wiedzieć. Nie lubię takich kremów, bo jestem bardzo niecierpliwa...
OdpowiedzUsuńJa również :D
UsuńJa za tą marką nie przepadam to raczej nie dla mnie.= tak czy tak.
OdpowiedzUsuńRozumiem ;)
UsuńO nie, nie cierpię, kiedy kremy się nie wchłaniają...
OdpowiedzUsuńPierwszy raz mi się zdarzyło ;)
UsuńDziwne, że nie chciał wnikać w skórę i to w dodatku suchą... Pierwszy raz się z tym spotykam, ale może spróbuj nakładać jedną cieniutką warstwę, a po chwili drugą cienką. Może wtedy byłoby lepiej?
OdpowiedzUsuńTylko, że nie mam na to czasu rano ;)
UsuńDziwny produkt. Moja skora reaguje tak na naturalnie produkty do pielegnacji ciala :P
OdpowiedzUsuńTeż dziwna sprawa :D
UsuńNo to ciekawy przypadek :D
OdpowiedzUsuńZe mnie jest widocznie ciekawy przypadek :D
Usuń