Wspominałam na blogu jakiś czas temu, że w tym roku mam „fazę” na kupowanie peelingów w wersji kiwi. Recenzowałam już złuszczającą maseczkę Bielendy Juicy Jelly Kiwi i Kaktus, ostatnio w Biedronce zakupiłam peeling delikatnie złuszczający Be Beauty Care Kiwi, a dziś chciałabym podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami na temat słynnego peelingu L’Oreal Sugar Scrubs oczywiście w wersji… kiwi! Jak działa i czy się u mnie sprawdził?
L’OREAL SUGAR SCRUBS PEELING OCZYSZCZAJĄCY KIWI
Pamiętam, że gdy jakiś czas temu na drogeryjne półki trafiły peelingi z serii L’Oreal Sugar Scrubs, był na nie prawdziwy szał. I choć nie należą do najtańszych (ok. 35 zł), to jednak bardzo kusiły mnie swoim apetycznym wyglądem. Dostępne są w trzech wersjach: oczyszczającej z nasionami kiwi, rozświetlającej z olejem z pestek winogron oraz odżywczej z masłem kakaowym. Bardzo kusiła mnie wersja kakaowa, ale ostatecznie postawiłam na smakowite kiwi!
Peeling L’Oreal Sugar Scrubs w wersji oczyszczającej ma (co przecież oczywiste!) oczyszczać oraz redukować zaskórniki. Oparty jest na 3 delikatnych cukrach oraz nasionach kiwi (zauważcie, że na opakowaniu znajduje się informacja „składniki złuszczające w 100% pochodzenia naturalnego”). Sam produkt zamknięty jest w eleganckim słoiczku o podstawie kwadratu i ma typową dla peelingów cukrowych zwartą konsystencję. Wewnątrz wyraźnie widoczne są wspomniane czarne pestki kiwi. Jeśli chodzi o zapach produktu, to jest on mocno owocowy, wyczuwalne są w nim również lekko kwaskowe nuty kiwi.
W składzie peelingu oczyszczającego znajdziemy glicerynę, glikol propylenowy, cukier (a w zasadzie trzy rodzaje cukru: jasny, biały i brązowy), olejek z trawy cytrynowej, nasiona kiwi, emulgator, hydrolizat sacharozy, substancję myjącą, regulator pH, olejek z mięty pieprzowej, mikroplastik, barwniki czy substancje zapachowe. Nie jest to więc tak naturalny produkt, jak mogłoby się wydawać. Nasiona kiwi mają wygładzić skórę i wyraźnie redukować zaskórniki, a olejek miętowy przejawia właściwości łagodzące.
„WIDOCZNE REZULTATY:
NATYCHMIAST: skóra jest oczyszczona i gładka.
PO TYGODNIU: pory i zaskórniki są mniej widoczne, a skóra zmatowiona.
DZIEŃ PO DNIU: skóra jest ujednolicona, widocznie piękniejsza i miękka w dotyku jak u dziecka”.
Aplikacja produktu jest niezwykle łatwa, ponieważ drobinki dobrze trzymają się skóry. Zgodnie z instrukcją zawartą na opakowaniu, peeling należy nałożyć na czystą suchą skórę, zwilżyć palce wodą i wykonać masaż omijając oczywiście okolice oczu. Produkt można używać zarówno do pielęgnacji twarzy jak i ust. Tyle teorii, a w praktyce zaskoczył mnie mocno wyczuwalny efekt rozgrzania skóry, który następuje w momencie nałożenia peelingu i który powoli zanika pod wpływem wody. Pestki kiwi pełnią rolę marginalną, ponieważ jest ich niewiele, a sam peeling łatwo można później zmyć ze skóry.
Jakie efekty zauważyłam po zastosowaniu peelingu? Na ustach radził sobie całkiem dobrze i miał owocowy smak, ale kto chciałby zjadać regularnie mikroplastik? Skóra twarzy po jego użyciu nie była rozdrażniona, choć efekt rozgrzewający do najprzyjemniejszych nie należał. Moc zdzierania określiłabym w tym przypadku jako średnią – skóra jest wyraźnie gładsza i bardziej miękka, ale peeling nie usunie wszystkich suchych skórek. Kosmetyk nie przesusza skóry, ani nie pozostawia na niej lepkiej warstwy. Rezultat wygładzenia jest raczej krótkotrwały, nie zauważyłam długofalowych efektów. Czy peeling zredukował zaskórniki? Niestety nie ;) I tutaj automatycznie nasuwałoby się porównanie do mojej ulubionej maski Kiwi i Kaktus z Bielendy, która nie dość, że jest zdecydowanie tańsza, to na dodatek nie ma nieprzyjemnego efektu rozgrzewającego, likwiduje suche skórki i zmniejsza widoczność porów…
Podsumowując – po użyciu peelingu L’Oreal Sugar Scrubs w wersji z nasionami kiwi moja skóra jest widocznie gładsza i bardziej miękka, ale jest to efekt doraźny. Zaskórniki nie zostały zredukowane, a wszystkie suche skórki nie zostały usunięte. Peeling ładnie pachnie i jest przyjemny w użytkowaniu, ale nie można zapominać o tym, że zawiera w składzie mikroplastik, którego powinniśmy unikać, by nie zatruwać środowiska, w którym żyjemy. Ostatecznie kosmetyk ten określiłabym jako całkiem poprawny pod względem działania, jednakże powrotu nie planuję.
Na jakie peelingi stawiacie?
Kojarzę ten peeling loreal głównie z blogów. Sama nie skusiłabym się na niego z tej przyczyny, że mam mieszaną cerę, która lubi porządne zdzieranie, więc stawiam zwykle na, takie kosmetyki właśnie. Teraz jestem zakochana w peelingu normalizującym z korundem marki Vianek i to jest to 😊
OdpowiedzUsuńU mnie peelingi z korundem się nie sprawdzają - niby drapią, ale generalnie za dużo nie ścierają niestety :P
UsuńMam go w zapasach, ale jak będzie dawał podobne działanie to nie będzie dla mnie wystarczający.
OdpowiedzUsuńNiestety, może i tak być :P
UsuńDla mnie ten peeling był za słaby, za to chętnie wypróbuję kiedyś kiwi Bielendy :)
OdpowiedzUsuńEfekt grzania początkowo sugerował, że będzie "moc", ale to było złudne ;)
UsuńCzyli jednak Bielenda lepsza;).
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej w moim odczuciu ;)
UsuńKiedyś był na nie prawdziwy szał, ale sama jakoś nie ufam pielęgnacji tej marki - jak się okazuje słusznie :D Aktualnie używam właśnie peelingu/maski Bielenda :)
OdpowiedzUsuńBielenda o wiele bardziej mi się spodobała ;) Pamiętam ten szał na peelingi L'Oreal :D
UsuńKojarzę ten peeling, szkoda, że nie usunął zanieczyszczeń, bo głównie na tym mi zależało ;)
OdpowiedzUsuńNiestety aż tak mocno nie zadziałał ;)
UsuńTo chyba jednak wolę wersję kiwi z Bielendy :D
OdpowiedzUsuńPolecam, to mój ulubieniec :D
UsuńMam go w zapasach i w końcu muszę ruszyć do użycia :D
OdpowiedzUsuńU mnie wyglądało to podobnie, aż w końcu się za niego wzięłam ;)
UsuńNie miałam;)
OdpowiedzUsuńMnie kusiła jeszcze wersja czekoladowa ;)
UsuńPrezentuje się bardzo fajnie. Ja z Bielendy mam w zapasie wersję czerwoną, arbuz i aloes ;)
OdpowiedzUsuńJedyna wersja, której nie miałam :D
UsuńPomysł fajny, ale staram się unikać kosmetyków z mikroplastikiem, więc to nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńI taką postawę się chwali :D
UsuńBardzo mnie kusil swego czasu, ale obecnie uzywam The Ordinary peelingu kwasowego i juz zaden peeling nie moze mu dorownac hihihi ;)
OdpowiedzUsuńMuszę wypróbować ten z The Ordinary, bo produkty tej marki od dawna mnie interesują ;)
UsuńNo i ostudziłaś mój niegdysiejszy zapał :). Też mnie przyciągały te estetyczne opakowania!
OdpowiedzUsuńTaki średniak o ładnym wyglądzie :P
UsuńAktualnie go używam i mam takie same wrażenia co Ty. Niestety, miałam co do niego większe oczekiwania i czuję się zawiedziona takimi doraźnymi efektami. Ale w takim razie wypróbuję Bielendę, skoro w porównaniu z tym peelingiem jest lepsza :) Tylko najpierw muszę skończyć słoiczek L'Oreal, a przez efekt rozgrzewający nie bardzo mam ochotę na stosowanie tego peelingu :(
OdpowiedzUsuńZimą to grzanie jakoś można przeboleć, gorzej byłoby w 30 stopniowym upale :D Najgorzej, że mam jednocześnie otwarte 3 peelingi, więc będę je zużywała całe wieki :P
Usuńnie mialam go na oku nawet ;D
OdpowiedzUsuńMoże to i dobrze ;)
UsuńObecnie każdy unika mikroplastiku, po co to dodają ech :)
OdpowiedzUsuńTeż tego nie rozumiem :P
UsuńJeszcze nie zdecydowałam się a zakup tej serii peelingów do twarzy, ale tak bardzo ksui mnie design i ta żelowa konsystencja, drobinki :) Od razu myślę o tym pięknym soczystym owocowym zapachu. Może kiedyś się skuszę i sprawdzę, jak zadziała u mnie :)
OdpowiedzUsuńZapach jest jak najbardziej przyjemny, ale mikroplastik już mniej :P
UsuńKonsystencja i kolor bardzo mi sie podobają, szkoda jednak, że Cie nie oczarowal
OdpowiedzUsuńMiałam większe oczekiwania co do tego produktu ;)
UsuńTeż mnie zszokowało, że ma działanie rozgrzewające ;-) Ale na ustach u mnie sprawdził się lepiej niż np pomadka peelingująca z Sylveco - więc co komu służy ;-))
OdpowiedzUsuńZimą to grzanie nie jest takie złe :D Choć generalnie wolę efekt chłodzący :P
Usuńdobrze wiedzieć, że nie jest aż taki fajny, na jaki wygląda, bo bardzo mnie kusił :)
OdpowiedzUsuń