12/26/2022

ULUBIEŃCY ROKU 2022: MAKIJAŻ (JAK WYGLĄDAJĄ NAPRAWDĘ?)

 


Uwielbiam posty i filmy na temat kosmetycznych ulubieńców roku, dlatego sama staram się wybrać najlepszych z najlepszych, by pokazać ich na blogu. No, właśnie… „pokazać”. Zazwyczaj wstawiałam stare zdjęcia ukazujące produkty będące jeszcze w idealnym stanie, ale chyba o to w ulubieńcach roku chodzi, by pokazać, że faktycznie byli używani? 😉 Tak więc zapraszam dziś na ulubieńców w mocno zużytej odsłonie:

KOSMETYCZNI ULUBIEŃCY ROKU 2022: MAKIJAŻ



BELL PODKŁAD HAWAII SKIN FOUNDATION

O limitowanej kolekcji Bell wspominałam już w poście Kosmetyczni ulubieńcy wakacji. Co prawda kolekcja nie jest już dostępna w Biedronce, ale wciąż można było wówczas zamówić produkty online. Z podkładami tej marki nigdy nie miałam jakiejś szczególnej relacji, dlatego po Hawaii Skin sięgnęłam spontanicznie i bez większego przekonania. Podkład okazał się być jednak istną petardą! Pozwolicie, że przytoczę opis ze strony producenta, ponieważ idealnie odzwierciedla on właściwości podkładu (z jednym wyjątkiem!): HAWAII SKIN FOUNDATION to kryjący podkład, dzięki któremu uzyskasz efekt „drugiej skóry”. Idealnie wyrównuje koloryt cery i kamufluje niedoskonałości pozostawiając jedwabiste, matowe wykończenie makijażu. Nawilżająca formuła podkładu, zawiera odbijające światło pigmenty, które sprawiają, że skóra wygląda świeżo i promiennie. Beztłuszczowa, wegańska formuła zapewnia 12 godzinną trwałość makijażu oraz chroni przez szkodliwym wpływem promieniowania UVA i UVB. Nie zgodzę się jedynie z matowym wykończeniem, ponieważ skóra wygląda niezwykle promiennie i młodzieńczo. Podkład jest leciutki, nie daje efektu maski, łatwo się aplikuje i wytrzymuje na mojej skórze cały „dzień roboczy”.


PHYSICIANS FORMULA THE HEALTHY FOUNDATION

Jeśli jednak jesteście fanami nieco cięższych i kryjących formuł takich jak Lancome Teint Idole Ultra Wear czy L’Oreal Infaillible Fresh Wear, to z czystym sumieniem mogę polecić Wam The Healthy Foundation od Physicians Formula. Podkład zamknięty jest w szklanej buteleczce bez pompki -wydobywa się go aplikatorem jak korektory. Produkt łatwo rozprowadza się nawet palcami, nie robi smug, nie tworzy maski i nadaje skórze delikatny „glow”. Jest to kosmetyk zastygający, świetnie utrzymuje się na twarzy przez cały dzień, nie „kłóci się” z korektorami, pielęgnacją czy bronzerami. Bardzo dobrze kryje, pod względem wizualnym wygładza cerę niczym Photoshop i dodatkowo ma SPF20.


CATRICE TRUE SKIN MINERAL LOOSE POWDER

Cały makijaż wykańczałam zazwyczaj w tym roku sypkim pudrem Catrice True Skin, który nie wysusza cery, jest drobniutko zmielony i w składzie zawiera nawilżający kwas hialuronowy. Opakowanie wyposażone jest w obracane sitko, dzięki któremu produkt nie wysypuje się do środka i sprawnie można dozować potrzebną ilość pudru. Bardzo dobrze utrwala makijaż nie przesuszając przy tym cery.

CLARESA FEEL THE POW(D)ER!

Pod oczy przez większą część mijającego roku aplikowałam co prawda puder Paese Puff Cloud, który również był świetny, ale mój egzemplarz zawierał jakieś grubsze „wiórki”, które musiałam potem usuwać ze skóry pędzlem. Z pudrem Claresy nie mam takiego problemu – jest równomiernie i drobniutko zmielony, tworzy pod okiem przyjemną mgiełkę, optycznie wygładza skórę i trzyma korektor w ryzach. Przy dłuższym użytkowaniu nie przesusza delikatnej okolicy pod oczami.


CATRICE CLEAN ID HIGH COVER CONCEALER

Pod oczami najczęściej lądował u mnie korektor Catrice z serii Clean ID. Choć jego nazwa sugeruje, że ma pełne krycie, to jednak określiłabym je jako małe, ale na moje potrzeby wystarczające. Jego niezaprzeczalnym plusem jest lekka formuła oraz świetliste wykończenie. Nie wysusza okolicy pod oczami, nie podkreśla zmarszczek, pięknie wtapia się w skórę i nadaje jej zdrowego blasku. Idealny wybór do dojrzałej lub odwodnionej skóry.

RIMMEL THE MULTI-TASKER CONCEALER

Do „walki” z niedoskonałościami cery wybrałam „killera” w postaci korektora The Multi-Tasker marki Rimmel. Ma obłędne krycie, jest bardzo gęsty i mocno skoncentrowany. Niewielka ilość produktu wystarczy, by przykryć popękane naczynka, przebarwienia czy po prostu „nieprzyjaciół”. Świetnie wtapia się w skórę, ma szeroką gamę kolorystyczną (jest dostępny w niemalże białym odcieniu 020 czy miodowym 050) i zaaplikowany trwa na twarzy przez cały dzień. Na dodatek odnoszę wrażenie, że ma ogromną pojemność – praktycznie nie do zużycia 😉



WIBO I CHOOSE WHAT I WANT BRONZER 01 SWEET COFFEE

Jestem prawdziwą bronzeromaniaczką, dlatego codziennie sięgam naraz po kilka bronzerów 😉 Pierwszy z nich jest zdecydowanie najdelikatniejszy, a mowa tutaj o Wibo w odcieniu 01 Sweet Coffee. Jest dostępny w formie wkładu do paletki z serii I Choose What I Want, można jednak dokupić do niego pojedynczą kasetkę i wymieniać później tylko wkłady. Jak na produkt w formie pudrowej jest niezwykle „miękki” i pięknie blenduje się na skórze. Odcień Sweet Coffee to faktycznie kawa z dużą ilością mleka – nie ma pomarańczowych tonów i idealnie sprawdzi się na jaśniejszych karnacjach. Daje efekt naturalnego konturu twarzy.



MAX&MORE BRONZE&HIGHLIGHT 505 GODDESS GLOW

Wyborem nieco mocniejszym pod względem kolorystycznym będzie bronzer Max & More z Action. Kosztuje ok. 7 złotych i składa się właściwie z dwóch produktów do konturowania: bronzera i rozświetlacza. Chciałabym się jednak skupić na bronzerze, który bajecznie się rozciera, jest bardzo dobrze napigmentowany i trwały. Jego odcień jest o wiele cieplejszy od wspomnianego wyżej bronzera Wibo, ale wciąż świetnie nadaje się do modelowania zarówno policzków jak i czoła.



LILY LOLO DUO DO KONTUROWANIA

W tym duecie pokochałam oba produkty. Bronzer ma wyrazisty odcień, który moim zdaniem nadaje się już stricte do konturowania, a nie ocieplania twarzy. Jest bardzo dobrze napigmentowany, ale łatwo się rozciera. Lepiej jednak używać go lekką ręką 😉 Z kolei rozświetlacz jest o wiele subtelniejszy, daje efekt młodej, lekko połyskującej skóry - idealny na co dzień do pracy czy szkoły. Nie trzeba się z nim martwić o efekt kuli dyskotekowej. Ma ładnie wyważony odcień – nie jest ani zbyt złoty, ani zbyt chłodny.



GOLDEN ROSE TERRACOTTA POWDER 04

Obiecuję, że to już ostatni bronzer w dzisiejszym zestawieniu 😉 Od pozostałych różni go połyskujące wykończenie. W opakowaniu może nawet wyglądać na rozświetlacz, ale nie trzeba się go bać – pięknie ociepla skórę i daje efekt delikatnej opalenizny. Nie jest to kosmetyk stricte do konturowania, ale ocieplania karnacji. Poza tym świetnie „miksuje” pozostałe bronzery wizualnie „wtapiając” je w skórę.


TARTE RÓŻE AMAZONIAN CLAY

O wszystkich posiadanych przeze mnie odcieniach tych różów pisałam we wpisie Róże Tarte Amazonian Clay. Uwielbiam je za elegancki wygląd, zajmowanie małej ilości miejsca, sprytne kompaktowe opakowania oraz możliwość miksowania kilku odcieni jednocześnie 😉 Róże są naprawdę dobrze napigmentowane, łatwo transferują się na skórę oraz są bardzo trwałe.


MAYBELLINE COLOR TATTOO URBANITE

Po wycofaniu mojego wieloletniego ulubieńca w odcieniu Creme de Rose, musiałam poszukać godnego zastępcy wśród nowej gamy kolorystycznej cieni w kremie Maybelline Color Tattoo. Tak naprawdę nigdy nie używam ich solo tylko jako bazę pod tradycyjne cienie. Na moich tłustych powiekach nie sprawdzają się bowiem ani korektory, ani zwykłe drogeryjne bazy pod cienie. Jedynie matowe Color Tattoo dają radę. W tym roku maltretowałam odcień Urbanite czyli połączenie pudrowego różu z ciepłymi tonami brzoskwini. Bardzo dobrze trzyma się skóry i zapobiega rolowaniu się cieni na powiekach przez cały dzień (pamiętajcie, by przed aplikacją przetrzeć powieki czystą chusteczką w celu usunięcia nagromadzonego sebum).

BELL EYE GLITTER PRIMER

Jeśli chcę podbić intensywność błysków na powiekach albo pobawić się z sypkimi pigmentami, sięgam po specjalne glitter primery. Bardzo lubię kultowy NYX Glitter Primer, jednak skutecznością nie ustępują mu o wiele tańsze primery Bell z Biedronki. Niestety można je kupić jedynie w edycjach limitowanych, ale powracają co jakiś czas. Mój Eye Glitter Primer ma postać delikatnego żelu z drobinkami, który świetnie trzyma się zarówno powieki jak i nałożonych na niego produktów. Można go również stosować jako bazę pod cienie (ale trzeba uważać z ilością). Jedyny jego minus jest taki, że nie jest odporny na łzawiące od wiatru oczy 😉

BOURJOIS CONTOUR CLUBBING 48 ATOMIC BLACK

Moją ulubioną kredką do oczu jest wodoodporna Contour Clubbing z Bourjois. Ma tradycyjną formę temperowanej kredki (nie jest automatyczna) i posiada niezwykle miękki a zarazem świetnie napigmentowany rysik, dzięki któremu mogę uzyskać na powiekach ultra czarny odcień bez żadnego wysiłku.


LOVELY LASHMANIA MASCARA

Najlepszą mascarą niezmiennie pozostaje u mnie tania jak barszcz Lashmania z Lovely, którą zawsze łączę z Burlesque (o której mowa niżej) lub innymi tuszami. Lashmania wyposażona jest w smukłą silikonową szczoteczkę o twardych długich wypustkach, które idealnie wchodzą między rzęsy rozdzielając je i „dyscyplinując”. Pięknie wyciąga rzęsy w górę jednocześnie niebotycznie je wydłużając. Można rzec, że to moja stała baza pod tusze, choć solo również robi niesamowite wrażenie.

WIBO BURLESQUE MASCARA

Mascara Wibo w magiczny sposób zagęszcza rzęsy i daje efekt doklejenia sztucznych kępek. Po jej użyciu zawsze wydaje mi się, że mam co najmniej dwa razy więcej rzęs 😉 Jej niekwestionowanym plusem jest również możliwość dokładania niemalże nieskończonej ilości warstw, ponieważ nie ciągnie rzęs i nie daje efektu pajęczych nóżek. Uwaga! Jeśli skleja Wam rzęsy, to niestety trafiliście na felerne opakowanie ze złą „ściągaczką” (trafiło mi się dwa razy w życiu).



ZOEVA EN TAUPE

Długo biłam się z myślami czy wrzucić tę paletę do dzisiejszego zestawienia, ale fakt jest faktem: sięgałam po nią najczęściej w 2022 roku. Paleta była moim wieloletnim ulubieńcem dopóki nie zakupiłam nowego opakowania… Cienie są o wiele mniej napigmentowane i mniej trwałe niż w poprzednim egzemplarzu. Niemniej ciężko znaleźć na rynku całkowicie chłodną pod względem kolorystycznym paletę, która zawierałaby odcienie różu, brzoskwini i szarości. Aby pomalować się do pracy nie potrzebuję cieni czarnych, bordowych czy iskrzących holo błysków, tylko dziennego „zwyklaczka”, który uchroni mnie przed osypem, dziurami i plamami w wykonywanym w pośpiechu makijażu oczu 😉 A cienie En Taupe zdecydowanie spełniają wszystkie powyższe kryteria. Może Wy znacie jakąś ciekawą chłodną paletę do makijażu oczu?


Znacie moich makijażowych faworytów? Co o nich sądzicie?


10 komentarzy:

  1. Niestety żadnego z tych kosmetyków nie miałam.
    O mały włos ta paletka Zoevy, nie wylądowała w moim koszyku, podczas ostatnich zakupów na Douglas, ale w końcu zdecydowałam się na cienie z I Heart Revolution.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego zestawienia znam tylko korektor rimmel - dostałam go w grudniu, także dobrze wiedzieć, że jest tak fajny! Ten tusz wibo musi być mój - obowiązkowo :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nic nie znam, ale też mam tłustą powiekę i chyba spróbuję z tym Color Tatoo Urbanite może u mnie też się sprawdzi? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Znam tylko bronzery Lily Lolo, ale już dawno temu zużyłam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uzywam tylko 5 kolorów cieni. Bardzo ładne denko i superowy liść.

    OdpowiedzUsuń
  6. Aż mam ochotę wrócić do tego brązera w Golden Rose!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak najbardziej lubię markę Wibo i skusze się na ten bronzer :)

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie akurat makijażowych ulubieńców bardzo mało, większość pielęgnacji :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam produkty tarte, zwłaszcza róże. Fajni ulubieńcy :D

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za każdy konstruktywny komentarz!

Copyright © MAKE-UP FULL OF COLORS , Blogger