Ciężko było wybrać ulubieńców października, oj, ciężko… Zazwyczaj niewiele produktów robi na mnie dobre wrażenie, ale tegoroczna jesień zagwarantowała istny wysyp kosmetycznych nowości, które są po prostu obłędne! Pokazywałam Wam ostatnio kolekcję Stars from the Stars i Wedla, ale to nie jedyne nowinki, które podbiły moje serce. Odkryłam świąteczny mus do ciała, iście luksusowe palety cieni i puder, który cudownie bluruje twarz. Zaliczyłam również dwa udane powroty po latach – do kultowego podkładu i owocowego kremu do twarzy.
KOSMETYCZNI ULUBIEŃCY PAŹDZIERNIKA
BIELENDA BLUEBERRY C-TOX KREM PIANKA DO TWARZY
To mój kolejny powrót do tej pianki. Ma ładny owocowy zapach i charakterystyczną konsystencję – coś pomiędzy pianką a budyniem. Podobnie jak przed laty kultowy krem Garniera również krem Bielendy ma zdolność do „samopoziomowania”, czyli automatycznie wyrównuje swoją strukturę w słoiczku, gdy ją zaburzymy paluchem (taki bajer) 😉 Ale dla mnie najważniejsze jest to, że… mnie nie zapycha. Ostatnio miałam jakąś czarną serię i jeszcze nigdy wcześniej nie zaliczyłam tak hardcorowego wysypu gul przez nietrafioną pielęgnację. Z podkulonym ogonem wróciłam do sprawdzonego kremu-pianki od Bielendy. I choć pod względem nawilżenia jakoś szczególne nie powala na kolana, to fajnie łagodzi i koi skórę, a do tego idealnie spisuje się pod makijaż (nie roluje się, nie wyświeca w ciągu dnia). Mój pielęgnacyjny pewniak.
BIOLOVE BODY MOUSSE GINGERBREAD
W zeszłym roku testowałam pierniczkowy żel do mycia od Biolove i choć w opakowaniu pachniał obłędnie, to na ciele śmierdział niczym pot :D Trochę bałam się powtórki z rozrywki w przypadku ich pierniczkowego musu, ale nic bardziej mylnego! Pachnie OBŁĘDNIE prawdziwymi czekoladowymi piernikami, aż ślinka cieknie przy każdym użyciu. To idealny wybór na okres przedświąteczny. Mus jest dość tłusty i topi się w kontakcie z rozgrzaną skórą. Bardzo dobrze odżywia i otula skórę, redukując uczucie suchości. Jego używanie to sama przyjemność!
REVLON COLORSTAY PODKŁAD DO SKÓRY SUCHEJ I NORMALNEJ
Pamiętacie kultowy Revlon Colorstay? To prawdziwy kosmetyczny dinozaur z początków Youtube i najlepszych blogowych czasów. Miał super krycie i mega trwałość. Wpadł mi w oko stacjonarnie w Drogerii Natura, gdy był w promocji za ok. 35 zł (normalnie kosztuje ok. 70 zł w drogeriach). Tym razem zdecydowałam się na wersję do skóry suchej. I wiecie co? Ten podkład uratował mi twarz :D A raczej jej wygląd, gdy wysypało mnie na maxa, a jestem osobą, która nigdy nie miała problemów z trądzikiem. Colorstay bez trudu kamuflował olbrzymie wulkany na moich policzkach i nie ścierał się przez cały dzień. Podkład wciąż zaskakuje mocnym kryciem, świetną trwałością i ładnym wykończeniem. I choć nie jestem fanką ciężkich podkładów na co dzień, to Colorstaya używałam stale przez kilka tygodni i nie przesuszył mojej suchej cery. Jeśli więc szukacie podkładu do zadań specjalnych, polecam wrócić lub sięgnąć pierwszy raz właśnie po tego makijażowego „dinozaura”.
TARTE THE GOLDEN ERA EYE PALETTES
Czy Wy to widzicie? I czy to nie są najpiękniejsze palety, jakie widział świat? :D Marka Tarte zestawem palet The Golden Era po prostu wymiotła tegoroczne limitowane świąteczne kolekcje. Nie dość, że pod względem wizualnym palety prezentują się niesamowicie luksusowo, a cienie są naprawdę sporej wielkości, to w promocji można było upolować je za ok. 60 zł za sztukę! Sama co prawda do promocji nie dotrwałam, ponieważ zamówiłam je natychmiast po premierze w polskiej Sephorze. Z cieniami Tarte z limitowanych edycji bywało różnie – często były gorszej jakości od ich standardowych palet. Tym razem stanęli na wysokości zadania – odcienie są boskie, a pigmentacja co najmniej zadowalająca. Zwłaszcza błyski robią ogromne wrażenie. Swatche wszystkich cieni mogliście zobaczyć na moim Instagramie. Paleta Gilded to prawdziwe królewskie złoto zamknięte w kasetce, Elegance pozwala na wykonanie świeżego looku w różowej odsłonie, natomiast na paletę Bejeweled składają się najpiękniejsze klejnoty, takie jak opal czy diamenty 😉 Z cieniami dobrze się pracuje i bez problemu się blendują. Jeśli nie znajdziecie ich w Sephorze, bez problemu można zamówić je na stronie producenta.
WIBO PRICELESS SKIN BAKED SATIN POWDER
Lodowa kolekcja Wibo „All ice on me” nie do końca mnie przekonywała ze względu na zbyt duży błysk i chłód… Ale skusiłam się w promocji na satynowy puder wypiekany „Priceless Skin” i wiecie co? To totalny sztos! Gdy zaaplikujecie go na całą twarz (pomijam brodę i nos), uzyskacie stuprocentowy efekt glass skin (mokrej skóry) i doll face! Twarz odbija światło niczym porcelanowa laleczka. Skóra automatycznie wygląda na bardziej świeżą, promienną i… młodszą o 10 lat. Latem bym z nim nie szalała, ale zimą zdecydowanie polecam!
Co zachwyciło Was w październiku?
Zobacz nową kolekcję Stars from the Stars i Wedel (warto!):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Serdecznie dziękuję za każdy konstruktywny komentarz!